Była już późna godzina, gdy obaj sąsiedzi wracali do domu. Ten, który był na wiecu po raz pierwszy, ściskał w ręku zakupioną tam fotografię młodego trybuna. Gdy tylko stanął na progu izby, zażądał od żony młotka i gwoździków, i przybił obrazek na ścianie. Żona przyjrzała mu się z zaciekawieniem. — Co za piękny mężczyzna! — wykrzyknęła.
— Co za dzielny i mądry człowiek! — oświadczył mąż.
* * *
Od zgromadzenia tego minęło kilka tygodni. Dnia 11 marca 1897 r. rozegrała się walka wyborcza. Pierwszy wypadek w dziejach Polski, że robotnik oddawał głos do urny wyborczej! Gdy już zamknięto głosowanie i zabrano się w dziesiątkach lokalów wyborczych do obliczania głosów, zaczęła się niecierpliwość wyczekiwania.
Tysiące ludzi gromadzą się na ulicach. W sali robotniczej „Siły“ zebrały się setki tych, którzy od szeregu tygodni bez wytchnienia pracowali za socjalistyczną kandydaturą, a teraz w rozgorączkowaniu i napięciu wypatrują wyników. Daszyński siedzi wśród nich spokojny, uśmiechnięty i wesoło żartuje, wspominając różne sceny z dnia wyborów. Zaczął właśnie mówić o rabinie w lisiej czapce, który cały dzień stał na ulicy i doradzał Żydom, jak mają głosować, gdy naraz koło drzwi podniósł się szmer. Na środek sali wpadł zadyszany młody człowiek i wołał:
— Mam wyniki z Koła!
Gwar raptownie przycichł. Rozległo się tylko kilka nawoływań do spokoju.
Przybysz skoczył na krzesło i zaczął odczytywać z kartki:
— Mikołajski 30 głosów! Książę Poniński 48 głosów! Daszyński 916!
Na sali zerwała się istna burza oklasków i okrzyków. Od tego momentu wybuchała ona co kilka minut, gdyż wciąż pojawiali się towarzysze z poszczególnych komisji wyborczych i odczytywali częściowe wyniki. Szczególne wzruszenie opanowało zebranych, gdy jeden z przybyłych oświadczył:
— Towarzysze! Oto są rezultaty z całego miasta Krakowa! — i zaczął czytać: — Głosowało 12.349, na Daszyńskiego padło z tego 9.133, na Ponińskiego 1.762, na Mikołajskiego 1.377. A więc 75 proc. wyborców krakowskich oddało głosy na Daszyńskiego!
Ale pozostawała jeszcze wieś. W czasie zgromadzeń chłopi słuchali chętnie mów socjalistycznych, ale w przeciwieństwie do robotników, którzy wybuchali entuzjazmem, oni zachowywali się milcząco. Oblicze wsi to była tajemnica tych wyborów.
— Chodźmy na plac Spiski — zaproponował ktoś — w starostwie muszą już mieć pełne wyniki z całego okręgu.
Na pląsu Spiskim stał już zwarty, wielotysięczny tłum, rozgorączkowany, kipiący niecierpliwością. Udano się do urzędującego w gmachu radcy dworu Laskowskiego. Na wszystkie nalegania, aby ogłosił tłumowi ostateczny rezultat wyborów, oświadczył stanowczo: wynik urzędowy będzie jutro podany do publicznej wiadomości.
Grupka towarzyszy opuściła jego gabinet i skierowała się ku wyjściu. Naraz przystąpił do tej grupy dyrektor policji Korotkiewicz. Odwołał na bok Tadeusza Regera, szepnął mu coś do ucha i wcisnął do ręki jakąś karteczkę. W chwilę potem Reger pojawił się nad falującą masą głów. Rozległy się nawoływania.
— Towarzysze! Obywatele! Cisza! Wynik wyborów! Uwaga!
Reger zaczął odczytywać:
— Oddano w całym okręgu wyborczym 29.758 głosów. Na Mikołajskiego padło 3.515. Na Ponińskiego 3.110 — tu Reger podniósł głos — Daszyński otrzymał 22.214 głosów! Posłem ziemi krakowskiej jest Ignacy Daszyński!
Nastąpił nie dający się opisać szał entuzjazmu. Tłum porwał na ramiona swego posła i zaniósł go pod magistrat, skąd Daszyński wygłosił krótkie przemówienie.
A na rogu ul. Brackiej stała grupka kobiet i żywo omawiała wynik wyborów.
— Ten Daszyński — oświadczyła jedna, — to podobno wcale nie jest Daszyński. Słyszałam na pewno, że to arcyksiążę Rudolf. Mówią, że teraz ogłosi się królem polskim.
— Co też pani mówi! — oburzyła się druga.— Jakim tam królem! Jeżeli pani jest ciekawa, to mogę pani powiedzieć, że 24 marca w rocznicę przysięgi Kościuszki Daszyński na rynku Krakowskim złoży ślubowanie ludowi na wierność.