„Polityka nasza dąży niezłomnie do utorowania ludowi drogi do władzy, bo lud jest w narodzie olbrzymią większością 

i reprezentuje pracę i potęgę idealną. Kto trzyma z ludem, ten stanie obok nas do pracy, do walki, do budowania Polski! ..." 

                                                                                                                        Z przemówienia Ignacego Daszyńskiego wygłoszonego w Lublinie w dn.10.11.1918 r. 
 
                               STOWARZYSZENIE imienia IGNACEGO DASZYŃSKIEGO
Zobacz inne eseje A.Próchnika: <<< [ 1 ] [ 2 ] [ 3 ] [ 4 ] [ 5 ] [ 6 ]  >>>

Adam Próchnik 
ZWYCIĘSTWO TRYBUNA

Z książki Adama Próchnika: "Idee i ludzie - z dziejów ruchu rewolucyjnego w Polsce"
   Przez uchylone drzwi zajrzał do mieszkania człowiek w robotniczej odzieży.
 — No cóż, sąsiedzie, wybierzecie się ze mną ? — przemówił do gospodarza mieszkania, siedzącego przy stole.
 — Czy już trzeba iść? Przecież mamy jeszcze dość czasu.
 — Jeżeli chcecie dostać się do środka, musimy się śpieszyć. Ludzie przychodzą na kilka godzin wcześniej, aby tylko wcisnąć się do sali. Kto zjawia się później, stać musi na dworze.
 — No, już pójdę z wami. Niech i ja raz posłucham tego Daszyńskiego.
   W chwilę potem obaj sąsiedzi szli pośpiesznym krokiem ulicami Krakowa. Po drodze bywalec zgromadzeń tłumaczył współtowarzyszowi znaczenie wyborów, które miały odbyć się za kilka tygodni.
 — Widzicie, po raz pierwszy my, robotnicy, będziemy wybierać. Wybory nie są jeszcze sprawiedliwe, nasza kuria powszechna wysyła do parlamentu tylko niewielu posłów, a resztę wybierają sobie sami panowie. Ale przynajmniej musimy z tej powszechnej kurii przeprowadzić swoich ludzi.
 — No i cóż nam z tego przyjdzie? Większość i tak zrobi, co zechce.
 — Niech tam tylko dostanie się nasz Daszyński. On już wszystkim prawdę wygarnie.
   Doszli na ulicę Dietlowską. Wznosiła się tam wielka drewniana budowla, stanowiąca pomieszczenie cyrku. Mogła ona śmiało pomieścić kilka tysięcy osób. Otwartymi drzwiami wpływała do środka fala ludzi. Mimo, że wiec miał odbyć się dopiero za dwie godziny, sala była już pełna. Napływająca publiczność wypełniała teraz przejścia między ławkami i wolne przestrzenie pod ścianami. Wkrótce i tam miejsca zabrakło. Tłumy zaczęły gromadzić się na dworze. Mimo dotkliwego zimna, był to luty 1897 r., nikt nie kwapił się wracać do domu. Masy, zalegające plac przed cyrkiem, rosły z każdą chwilą. Wszyscy czekali cierpliwie.
   Punktualnie o wyznaczonej porze zgromadzenie się rozpoczęło. Morze głów zafalowało, gdy na trybunie pojawił się Daszyński. Młoda, męska, wyprostowana postać czyniła wrażenie siły. Głos mocny, dźwięczny, o głębokich tonach wypełniał sobą całą salę, wświdrowywał się w mózgi i serca ludzkie. Wchłaniano chciwie te słowa, które jak błyskawice, rozjaśniały położenie mas pracujących. Nieodparta jest siła wymowy, gdy stoi za nią głębia przekonania i poczucie słuszności. Z jakąś niesłychaną plastyką zarysowuje się przed zasłuchaną salą obraz kraju przyduszonego potrójnym ciężarem rządów szlachty, kleru i żandarma. Obraz ten tryska barwami życia. Głos mówcy dociera do najgłębszych pokładów prawdy. Największe objawienie, to obnażenie rzeczywistości. Mówca zerwał zasłonę i wszyscy patrzą jej prosto w oczy. Ale fala słów toczy się dalej. Wyłaniają się perspektywy walki. Niezwalczona jest siła spracowanych dłoni. Sprawiedliwość nie jest tęsknym marzeniem pokrzywdzonych i nieszczęśliwych, ale prawem świadomych, zorganizowanych i silnych. Temperatura się podnosi. Głos mówcy wciąż się zmienia, jak powierzchnia morza u zmierzchu. Ton jest czasem liryczny i miękki, i drga uczuciem, aby za chwilę stać się mocnym, stanowczym, Odważnym i pełnym, jak dźwięk trąbki bojowej. Rozbrzmiewa on wśród niezwykłej ciszy, ale za nią czai się entuzjazm. Gdy tylko milkną ostatnie słowa, uczucia tłumu wybuchają jasnym płomieniem i wstrząsają drewnianymi ścianami cyrku. Daszyński przepycha się przez oszalałą ciżbę ku drzwiom. Stamtąd zaczyna mówić do tysięcy ludzi stojących na ulicy przed cyrkiem.
   Była już późna godzina, gdy obaj sąsiedzi wracali do domu. Ten, który był na wiecu po raz pierwszy, ściskał w ręku zakupioną tam fotografię młodego trybuna. Gdy tylko stanął na progu izby, zażądał od żony młotka i gwoździków, i przybił obrazek na ścianie. Żona przyjrzała mu się z zaciekawieniem.
 — Co za piękny mężczyzna! — wykrzyknęła.
 — Co za dzielny i mądry człowiek! — oświadczył mąż.

* * *

   Od zgromadzenia tego minęło kilka tygodni. Dnia 11 marca 1897 r. rozegrała się walka wyborcza. Pierwszy wypadek w dziejach Polski, że robotnik oddawał głos do urny wyborczej! Gdy już zamknięto głosowanie i zabrano się w dziesiątkach lokalów wyborczych do obliczania głosów, zaczęła się niecierpliwość wyczekiwania.
   Tysiące ludzi gromadzą się na ulicach. W sali robotniczej „Siły“ zebrały się setki tych, którzy od szeregu tygodni bez wytchnienia pracowali za socjalistyczną kandydaturą, a teraz w rozgorączkowaniu i napięciu wypatrują wyników. Daszyński siedzi wśród nich spokojny, uśmiechnięty i wesoło żartuje, wspominając różne sceny z dnia wyborów. Zaczął właśnie mówić o rabinie w lisiej czapce, który cały dzień stał na ulicy i doradzał Żydom, jak mają głosować, gdy naraz koło drzwi podniósł się szmer. Na środek sali wpadł zadyszany młody człowiek i wołał:
 — Mam wyniki z Koła!
   Gwar raptownie przycichł. Rozległo się tylko kilka nawoływań do spokoju.
   Przybysz skoczył na krzesło i zaczął odczytywać z kartki:
 — Mikołajski 30 głosów! Książę Poniński 48 głosów! Daszyński 916!
   Na sali zerwała się istna burza oklasków i okrzyków. Od tego momentu wybuchała ona co kilka minut, gdyż wciąż pojawiali się towarzysze z poszczególnych komisji wyborczych i odczytywali częściowe wyniki. Szczególne wzruszenie opanowało zebranych, gdy jeden z przybyłych oświadczył:
 — Towarzysze! Oto są rezultaty z całego miasta Krakowa! — i zaczął czytać: — Głosowało 12.349, na Daszyńskiego padło z tego 9.133, na Ponińskiego 1.762, na Mikołajskiego 1.377. A więc 75 proc. wyborców krakowskich oddało głosy na Daszyńskiego!
   Ale pozostawała jeszcze wieś. W czasie zgromadzeń chłopi słuchali chętnie mów socjalistycznych, ale w przeciwieństwie do robotników, którzy wybuchali entuzjazmem, oni zachowywali się milcząco. Oblicze wsi to była tajemnica tych wyborów.
 — Chodźmy na plac Spiski — zaproponował ktoś — w starostwie muszą już mieć pełne wyniki z całego okręgu.
   Na pląsu Spiskim stał już zwarty, wielotysięczny tłum, rozgorączkowany, kipiący niecierpliwością. Udano się do urzędującego w gmachu radcy dworu Laskowskiego. Na wszystkie nalegania, aby ogłosił tłumowi ostateczny rezultat wyborów, oświadczył stanowczo: wynik urzędowy będzie jutro podany do publicznej wiadomości.
   Grupka towarzyszy opuściła jego gabinet i skierowała się ku wyjściu. Naraz przystąpił do tej grupy dyrektor policji Korotkiewicz. Odwołał na bok Tadeusza Regera, szepnął mu coś do ucha i wcisnął do ręki jakąś karteczkę. W chwilę potem Reger pojawił się nad falującą masą głów. Rozległy się nawoływania.
 — Towarzysze! Obywatele! Cisza! Wynik wyborów! Uwaga!
  Reger zaczął odczytywać:
  — Oddano w całym okręgu wyborczym 29.758 głosów. Na Mikołajskiego padło 3.515. Na Ponińskiego 3.110 — tu Reger podniósł głos — Daszyński otrzymał 22.214 głosów! Posłem ziemi krakowskiej jest Ignacy Daszyński!
   Nastąpił nie dający się opisać szał entuzjazmu. Tłum porwał na ramiona swego posła i zaniósł go pod magistrat, skąd Daszyński wygłosił krótkie przemówienie.
   A na rogu ul. Brackiej stała grupka kobiet i żywo omawiała wynik wyborów.
 — Ten Daszyński — oświadczyła jedna, — to podobno wcale nie jest Daszyński. Słyszałam na pewno, że to arcyksiążę Rudolf. Mówią, że teraz ogłosi się królem polskim.
 — Co też pani mówi! — oburzyła się druga.— Jakim tam królem! Jeżeli pani jest ciekawa, to mogę pani powiedzieć, że 24 marca w rocznicę przysięgi Kościuszki Daszyński na rynku Krakowskim złoży ślubowanie ludowi na wierność.
Zobacz inne eseje A.Próchnika: <<< [ 1 ] [ 2 ] [ 3 ] [ 4 ] [ 5 ] [ 6 ]  >>>
Kreator stron - łatwe tworzenie stron WWW