„Polityka nasza dąży niezłomnie do utorowania ludowi drogi do władzy, bo lud jest w narodzie olbrzymią większością 

i reprezentuje pracę i potęgę idealną. Kto trzyma z ludem, ten stanie obok nas do pracy, do walki, do budowania Polski! ..." 

                                                                                                                        Z przemówienia Ignacego Daszyńskiego wygłoszonego w Lublinie w dn.10.11.1918 r. 
 
                               STOWARZYSZENIE imienia IGNACEGO DASZYŃSKIEGO

Optymizm poddawany trudnej próbie

Włodzimierz Cimoszewicz 

Mój optymizm jest dziś poddawany trudnej próbie

Źródło: ZDANIE/ nr 1-2/2018

   Niemal dokładnie rok temu na krakowskiej konferencji organizowanej przez profesorów Majchrowskiego i Hausnera mówiliśmy o świecie, który zmienia się na naszych oczach. Nie były to i pewnie nie są zmiany na lepsze, a jedyne pocieszenie, jakie znajdowałem w tamtych okolicznościach brzmiało, że „bywało gorzej”. Na szczęście, kilkanaście miesięcy później można mówić o zauważalnej zmianie nastrojów w Europie, bo zrealizowały się pewne korzystne scenariusze i pojawia się nadzieja, że nie będziemy grzęźli w bezczynności.
   To oczywiście nadzieja warunkowa, bo zmierzającemu w dobrym kierunku prezydentowi Francji koniecznie trzeba partnerstwa, w tym przede wszystkim partnerstwa niemieckiego. Oczywiście Schulz jako były przewodniczący parlamentu europejskiego nie mógł odwrócić się plecami od idei pogłębienia integracji europejskiej...
   Tej nucie optymizmu towarzyszy jednak świadomość licznych niepokojących zjawisk pojawiających się nawet w państwach o utrwalonych systemach demokratycznych, nie tylko europejskich. Przecież mimo ciągłego poprawiania się warunków życia w wielu państwach zachodnich populiści zaczęli odnosić tak łatwe sukcesy.
   W niedalekiej Austrii wytworzył się układ polityczny, który mimo formalnego odżegnywania się od eurosceptycyzmu łatwo może posterować właśnie w złą stronę, w dodatku tworząc rodzaj trójkąta Wiedeń-Budapeszt-Warszawa, co może prowadzić do całkiem realnych prób paraliżowania ważnych inicjatyw Unii Europejskiej. Jeśli nawet we Francji bardzo umocniła się pani Le Pen, skoro i w Polsce sukcesy odnosi PiS, to muszą chyba istnieć jakieś wspólne przyczyny tych zjawisk.
   Oczywiście, można stwierdzić rzecz banalną, że nic nie jest dane raz na zawsze, ale przemiany, które obserwujemy w ciągu ostatnich lat trzydziestu, różnią się od czasów minionych intensywnością i wielopłaszczyznowością. Oto za życia jednego pokolenia świat przeszedł krętą trajektorię nowych modeli stosunków międzynarodowych.
   Do grudnia 1991 roku, kiedy upadł Związek Radziecki, panowało, choć zapewne już wówczas nieaktualne przekonanie, że świat oparty jest o układ dwubiegunowy. Wkrótce po kollapsie ZSRR pojawiło się przeświadczenie, że zaczynamy długą epokę dominacji jednego supermocarstwa, obliczaną wedle przewidywań niektórych na cały nadchodzący wówczas XXI wiek!
   Aleksander Kwaśniewski, któremu towarzyszyłem jako minister spraw zagranicznych w trakcie jednej z wizyt w Waszyngtonie, przemawiając do dowództwa sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych mówił, że wielu krajom demokratycznym potrzebne jest amerykańskie przywództwo, ale na pewno nie hegemonia i dobrze byłoby, żeby sami Amerykanie to zrozumieli. W tamtej epoce i w tamtym miejscu, gdzie zdecydowanie dominowali neokonserwatyści, a także wśród takiego grona słuchaczy, było to stwierdzenie mocne!
   Minęło kilkanaście lat i nie ma mowy o świecie jednobiegunowym. Nawet na spotkaniach w gronie G20 nie rozwiąże się już żadnej istotnej kwestii o charakterze globalnym, a kiedy w latach 2007-2008 doszło do kryzysu finansowego w krajach najwyżej rozwiniętych, okazało się, że bez współpracy z Chinami, Indiami czy jeszcze kilkoma innymi krajami nie można uruchomić środków pozwalających przywrócić kontrolę nad procesami gospodarczymi niezbędnymi, by rozpocząć pracę nad rekonstrukcją finansów „świata zachodniego”.
   I okazuje się oto, że żyjemy w epoce, która trwała będzie kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, epoce kształtowania, doprecyzowywania tego nowego układu sił. Należy się liczyć z tym, że będą podważane obowiązujące dziś zasady stosunków międzypaństwowych, a nawet podstawy prawa międzynarodowego. Gdy obserwujemy poczynania Chin na Morzu Wschodniochińskim, to widzimy zupełnie oczywiste zaprzeczanie dotychczasowych reguł prawa morskiego. Najbardziej spektakularne są tu oczywiście zjawiska natury militarnej, ale chodzi przecież o ekonomiczne wartości dna morskiego, a także o kontrolę tras żeglugowych, którymi przemieszcza się dziś blisko 40 proc. handlu światowego.
   Ucieranie się nowego systemu będzie, niestety, miało konsekwencje niepokojące i zapewne niekiedy nawet - tragiczne. Już obserwujemy konflikty zbrojne, potężne migracje... W chwili obecnej około 260 min osób żyje w innych krajach niż kraje ich urodzenia. To skala przemieszczeń wynikających z konfliktów zbrojnych - mię¬dzypaństwowych, wewnętrznych, klęsk klimatycznych i w efekcie klęsk głodu...
   Przemiany te mają swoje konsekwencje w sferze psychologii społecznej, bo na przykład około 80 proc. Chińczyków jest dziś przekonanych, że w ich kraju „sprawy idą w dobrym kierunku”. I nie ma co się dziwić, skoro około 400 min osób przemieściło się tam ze wsi do miast, gdzie nie grozi im już upokarzająca nędza, choć oczywiście innych problemów nie brakuje.
   Są więc społeczeństwa na fali wznoszącej, przekonane że jest i będzie lepiej, i są też społeczeństwa o nastrojach zgoła odmiennych, co dotyczy, niestety, głównie państw z kręgu „świata wysoko rozwiniętego”, który tradycyjnie, od kilku stuleci „rządzit tym globem”, bez względu na to, które akurat państwa przewodziły i w jakiej konfiguracji.
   Tymczasem od lat państwa wysoko rozwinięte odnotowują fatalne bilanse handlowe z nowymi potęgami gospodarczymi. W efekcie Amerykanie przekonani przez pana Trumpa, że przyczyną ich problemów jest nieuczciwa konkurencja chińska czy meksykańska, albo nawet europejska, głosują na polityka, który przekreśla możliwość zawarcia porozumień strategicznych z Europą, wycofuje USA z wypracowanego już porozumienia gospodarczego z krajami strefy Pacyfiku, stawia znak zapytania nad obowiązującymi już od kilku lat umowami z Meksykiem i Kanadą...
   Przyczyny „złego samopoczucia” społeczeństw Zachodu są zresztą bardziej złożone niż pojawienie się gospodarczej konkurencji, bo zmiany technologiczne, robotyzacja procesów produkcyjnych, informatyzacja powodują skutki niemal identyczne jak rewolucja technologiczna XIX wieku. Nie ulega wątpliwości, że masa ludzi nie będzie wykonywała czynności, jakie wykonywali ich rodzice. Że także sami będą ciągle musieli zmieniać miejsce i formy zatrudnienia.
   Nowinki technologiczne mają bezpośredni wpływ na życie miliardów ludzi! Nowe techniki komunikacyjne zmieniają sens, rodzaj i model stosunków międzyludzkich, powodują, że tradycyjne media przestają być pośrednikiem między światem polityki i wyborcą, gdzie dotąd obowiązywały pewne cywilizowane kryteria doboru treści i formy przekazu, niekiedy zwane „poprawnością polityczną”. Dziś „media społecznościowe”, najczęściej internet, są źródłem chaosu i do ludzi docierają komunikaty nieselekcjonowane, mające z pozoru jednakową wartość. Trzeba mieć niemałe przygotowanie, by w tym chaosie wynaleźć treści istotne, wyselekcjonować je, zrozumieć i wreszcie posłużyć się nimi.
   Jest pewnym paradoksem, że ten negatywny w istocie proces dotyka w znacznie większym stopniu obywateli państw wysoko rozwiniętych, demokratycznych, bo np. w Chinach można ludziom zamknąć Facebooka i pozwolić tylko na komunikowanie się za pomocą programów kontrolowanych przez państwo. W kraju o autorytarnej władzy mniejsze znaczenie ma to, co ludziom przyjdzie do głowy - w demokracji konsekwencje są ogromne i w tym chaosie pojawiają się groźne instrumenty oddziaływania na świadomość odbiorcy, tak zwane „profilowanie indywidualne”, które było najprawdopodobniej stosowane w ukryty sposób tak przed wyborami w , jak i przed referendum dotyczącym brexitu w Wielkiej Brytanii i mogło wpłynąć na sposób myślenia i głosowania niewielkich, ale ostatecznie decydujących o sukcesie grup wyborców. Jeśli w tradycyjnie demokratycznych stanach ułamkiem procenta wygrywał jednak Trump, to nie wykluczone, że wpływ na to miała „profilerska” firma zarejestrowana w... Wielkiej Brytanii.
   Dodajmy do tego, że te wszystkie nowe techniki są trudne do opanowania nawet przez ludzi wykształconych nieco tylko starszego pokolenia, to okaże się, że mniej bezpieczna, mniej zrozumiała i trudnowyobrażalna przyszłość staje się problemem, a poklask zyskują „wiarygodni przewodnicy” proponujący proste rozwiązania. Najłatwiejszym sposobem przekonywania jest nawiązywanie do przeszłości, którą w dodatku można manipulować. Znany psychologom „optymistyczny efekt pamięci”, który tę przeszłość pokazuje raczej w dobrych niż złych barwach powoduje, że „powrót do starych wartości” wydaje się atrakcyjną obietnicą.
   W jednym z sondaży dotyczących gospodarki prowadzonych w naszym kraju większość pytanych opowiadała się za modelem, w którym dominują silne przedsiębiorstwa państwowe, czyli za tym, co było kiedyś. I choć wiemy, że tamten system gospodarowania zakończył się fatalną klęską, dziś wielu ludziom wydaje się atrakcyjnym rozwiązaniem.
   W czasach niepewności wielu szuka także oparcia w wizji „własnego państwa", silnego związku społecznego, który trąci nacjonalizmem, albo po prostu nacjonalizmem jest. Jeśli nie możemy liczyć na innych, jeśli nie wierzymy w solidarność międzynarodową, to zamknijmy się w swoim gronie. To „zatrute recepty”, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistymi, efektywnymi reakcjami na zmiany zachodzące w świecie. Z pozoru widzieć możemy wszystko i obserwować na bieżąco procesy gospodarcze i i polityczne na krańcu świata, za to z drugiej strony okazuje się, że żyjemy w świecie utrwalających się coraz bardziej stereotypów. Jeśli ktoś kiedyś usłyszał, że „w Etiopii głodują”, to nie przyjmuje do wiadomości, że dziś Etiopia licząca 102 min ludzi jest krajem, który jednym kontraktem kupuje od polskiej firmy 10 tysięcy ciągników, czyli trzy razy więcej niż ta firma sprzedaje maszyn w Polsce. Takich zaskakujących informacji jest znacznie więcej.
   Dlatego właśnie jestem głęboko przekonany, że lewica winna proponować Europejczykom głębszą, choć zapewne trudniejszą refleksję nad tym zmieniającym się światem po to, żeby mogła odzyskać opinię istotnej, wiarygodnej siły zdolnej przedstawić poważne recepty na poprawę.
   W nowych potęgach ekonomicznych stosunkowo szybko dojdzie do podniesienia się przeciętnego poziomu edukacji dzięki użyciu nowoczesnych narzędzi przenoszenia informacji: tv, internetu, smartfonów etc. Natomiast budowa potencjału badawczo-rozwojowego to proces długi i na razie my na Zachodzie ciągle możemy się posługiwać takim atutem w stosunku do krajów, gdzie ludzie łatwo przyuczają się do prostego obrazu nowoczesności, ale brak im intelektualnego zaplecza do twórczego działania.
   Na razie więc „świat wysoko rozwinięty” nie ma powodu, by z pesymizmem patrzeć w przyszłość, ale równocześnie musi mieć świadomość, że skończyły się czasy tradycyjnej dominacji. Trzeba zrobić miejsce dla innych i szukać takich modeli współdziałania, które będą stwarzać przestrzeń dla kooperacji, a nie pole destrukcji. Bo oto wobec Chin stawiane jest pytanie, jaką drogę wybierze kraj, którego gospodarka jest już większa od amerykańskiej, gdy chodzi o wartość produktu poza sferą usług, zwłaszcza niematerialnych.
   Obowiązująca do niedawna filozofia Deng Xiaopinga respektowania nienaruszonego ładu światowego została ostatnio wyraziście zanegowana w wystąpieniu Xi Jinpinga na ostatnim Zjeżdzie KPCh - bardzo wyraźnie wyłożono tam aspiracje obecnego przywództwa i bardzo ambitne zadania dla Chin, które wyznaczają drogę do pozycji mocarstwa światowego w 2050 roku.
   Moglibyśmy być zaskoczeni, że Chiny rysują dla siebie tak daleką perspektywę polityczną, ale trzeba też pamiętać, że to kraj o historii pisanej przez kilka tysięcy lat! Jednym z bardziej szokujących doświadczeń w początkach mojej działalności politycznej była rozmowa z ówczesnym ambasadorem Chin w 1990 roku, który rysował obliczoną na 60 lat perspektywę rozmaitych planów przebudowy tego kraju. Byłem zdumiony, że można w takich kategoriach rozumować, ale dziś stwierdzam, że bardzo wiele z rzeczy wówczas zapowiadanych jest właśnie realizowanych lub zrealizowanych zostało.
   Otwarte pozostaje więc pytanie, czy ten kraj będzie chciał przyjąć na siebie część współodpowiedzialności za „ład światowy”, co zawiera w sobie gotowość do kooperacji z innymi partnerami, bo oto, w jednym z ostatnich wystąpień Xi Jinpinga padło zdanie, które może oznaczać postawienie znaku zapytania w tych kwestiach. Powiedział bowiem, że „nikt i nic nie zmusi Chin do zrezygnowania z obrony własnych interesów”. Stwierdzenie niby normalne, ale też takie, które może być interpretowane tak jak trumpowska wypowiedź America, czyli przede wszystkim interesują nas własne interesy, a wtedy koncepcja porozumiewania się i ewentualnych ustępstw przestaje być wyznawaną filozofią „współpracy”. Aby usłyszeć właściwą odpowiedź i zmniejszać prawdopodobieństwo konfliktu, świat zachodni powinien budować te stosunki już dzisiaj.
   Są na szczęście pewne podstawy do przekonania, że przyszli partnerzy będą skłonni do zachowań kreatywnych, jeżeli nie będą one stały w całkowitej sprzeczności z ich interesami, bo np. po tym, jak Trump zanegował otwarcie porozumienia paryskie w sprawach klimatycznych, Xi Jinping przedstawił Chiny jako kraj, który zachowa się wręcz przeciwnie i wpisze się w opuszczoną właśnie przez Stany Zjednoczone rolę przywódcy sił, które chcą zapanować nad procesem zmian klimatycznych. Oczywiście Chińczycy mają w tym swój istotny interes, bo do tego stopnia zniszczyli własne środowisko naturalne, że dziś muszą podejmować drastyczne kroki, realizowane niekiedy brutalnymi środkami, by ludzie w Pekinie mogli po prostu oddychać.
   Ta zmiana postawy, bo przecież dotąd to właśnie Pekin blokował porozumienia klimatyczne i nie chciał przyjąć na siebie żadnych zobowiązań dotyczących emisji gazów cieplarnianych, motywowana jest też takim oto rozumowaniem, że poza siłą militarną dla budowania pozycji w nowym układzie światowym bardzo ważne jest pozytywne oddziaływanie na świadomość miliardów ludzi. Chodzi o odwołanie się do znanej kategorii „miękkiej siły” i budowanie wizerunku kraju troszczącego się o losy całego świata.
   Nie mówiłem dziś nic o sprawach polskich w dwojakiej intencji. Po pierwsze, uważam że powinniśmy na sprawy polskie patrzeć szerzej, dostrzegając kontekst dziejących się u nas procesów, ale też abyśmy zrozumieli, że pewne rzeczy, które niepokoją nas we własnym kraju, są tylko fragmentem większej całości, a z tego punktu widzenia nie jesteśmy znowu tak bardzo inni.
   Wiosną 2015 roku 30 proc. Polaków było przeciwnych przyjmowaniu uchodźców, jesienią, w wyniku działań PiS, który budował tak swoje polityczne zaplecze, przeciw uchodźcom było już 70 proc.! Ale przecież to nie tylko u nas można tak ludzi zbałamucić, z tym samym mamy do czynienia w krajach o głęboko ustabilizowanej cywilizacji demokratycznej. Można było przekonać Brytyjczyków, że kiedy sobie odrąbią nogę, to wyjdą na tym lepiej, można było Amerykanów przekonać do takiego, a nie innego głosowania...
   Można powiedzieć, że to nic nowego, a przecież zachowania nacjonalistyczne są w Europie czymś kompletnie absurdalnym, bo nie tylko historia, ale i teraźniejszość i przyszłość głupotę takich postaw odsłaniają. Nie tylko w Polsce udało się w ciągu kilku miesięcy przekonać połowę społeczeństwa do uznania za rzecz właściwą czegoś, co stoi w fundamentalnej sprzeczności z chrześcijańskim charakterem tego społeczeństwa, bo jeśli odrzuca się fundament miłości bliźniego, to i chrześcijaństwo się odrzuca! A przecież Alternatywa dla Niemiec pokazuje, że w kraju, gdzie wszelkie wątki nacjonalistyczne przez dziesięciolecia po II wojnie światowej były traktowane, delikatnie mówiąc, z ostrożnością i niechęcią, taka nacjonalistyczna partia może okazać się poważną siłą.
   Muszę więc powiedzieć, że mój optymizm jest dziś poddawany trudnej próbie. Miewam czasami takie myśli, że choć przez ponad ćwierć wieku wielu z nas robiło wszystko, by Polska stała się taka, jaką była jeszcze w 2015 roku, czyli aktywna w świecie, respektowana, proeuropejska, starająca się modernizować, to raptem znaleźliśmy się w warunkach, kiedy wiele elementów będących przedmiotem naszych ambicji i naszych dążeń podlega destrukcji, a dyskurs publiczny wyzwala w ludziach postawy, które zdawałoby się, że odeszły w przeszłość. Choć z wielu stron padają wątpliwości, czy te nasze zabiegi, działania, pomogą wrócić Polsce na sensowne tory wobec oczywistych wyników głosowań w zdominowanym przez PIS Sejmie, to jednak pomogą nam samym i społeczeństwu uprzytomnić sobie, jak silny jest opór wobec bezprawia i będą sygnałem wobec świata, że „Jeszcze Polska nie zginęła”.
WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ

ZDANIE nr 1-2/1980/Fot. Andrzej Głuc

„KOWADŁO” DLA CIMOSZEWICZA
- Nasze spotkanie ma charakter uroczysty i radosny - wręczamy „Kowadło” naszemu przyjacielowi Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, a w laureatach nagrody widzimy zwykle naszych przewodników i nauczycieli - ideowych, moralnych i intelektualnych. - powiedział otwierając spotkanie prezes „Kuźnicy” doc. Andrzej Kurz. (...)
Kreator stron - łatwe tworzenie stron WWW