- Minister Ławrow mówił o następującej strategii naszych zachodnich partnerów: nie krytykować posunięć władz w Kijowie. Podczas konferencji prasowej zapytano Johna Kerry’ego, jak odniesie się do słów prezydenta Poroszenki, który zapowiedział, że wojska ukraińskie odzyskają lotnisko w Doniecku. To znaczy, że zamierzają wznowić działania wojenne. Kerry ostrożnie odpowiedział, że nie czytał o tym ani nikt mu tego nie przekazał. Ale jeśli rzeczywiście Poroszenko ma taki zamiar, td lepiej jednak tego nie robić. I to był pierwszy przypadek, kiedy zachodni polityk sprzeciwił się zamiarom kijowskich władz. Zazwyczaj ich działania są uznawane za zasadne, zgodne z prawem, sprawiedliwe. Druga strona, tzw. separatyści - my ich nazywamy „opołczeńcy” („samoobrońcy”, ruch oporu) - oni są wszystkiemu winni, prowokują. Obecnie panuje - słaby wprawdzie - ale rozejm, chociaż zdarzają się starcia i strzelaniny. Obie strony obwiniają się nawzajem. Ciężko ocenić w tej sytuacji, kto naprawdę jest winien,
- Ale przyzna Pan Ambasador, że Rosja wspiera militarnie separatystów?
- Sympatyzujemy z nimi, uznajemy ich dążenia za zasadne, ich interesy powinny być zabezpieczone - tu nie ma żadnych wątpliwości. Wysyłamy pomoc humanitarną. Jeśli chodzi o pomoc militarną, to Rosja takiej pomocy nie udziela, nie ma takiej potrzeby. Na tym terytorium broni było pod dostatkiem i przed rozpoczęciem konfliktu, a w czasie jego trwania tamtejsza armia pozyskała także broń zdobyczną. „Opoł- czeńcy” dysponują zatem szerokim zapasem broni. Część pochodzi jeszcze z czasów II wojny światowej. Kiedy rozpoczęły się działania wojenne, armię Ukrainy zasiliła grupa młodych ludzi, zupełnie do tego nieprzygotowanych. Przyszło im walczyć z żołnierzami, z których część odbywała służbę jeszcze w czasach armii radzieckiej, brali udział w skomplikowanych działaniach wojskowych. Zatem poważni, zmotywowani żołnierze. W Doniecku w ogóle ludność jest odważna i zahartowana - - to ludzie ciężko pracujący, górnicy. Na polu walki okazali się o wiele skuteczniejsi i wytrwalsi niż przedstawiciele regularnej armii ukraińskiej. W Doniecku i Ługańsku wytworzyła się potężna siła, trudna do pokonania. „Opołczeńcy” nabrali bojowego i psychologicznego doświadczenia, są dobrze wyszkoleni.
- Skąd wspomniana pobłażliwość Zachodu wobec władz kijowskich?
- Od początku nasi zachodni partnerzy uważali podpisanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE za element kampanii geopolitycznej. Proces zbliżenia Ukrainy z Unią to projekt ostatecznego oderwania Ukrainy od Rosji i wciągnięcia jej w europejską strefę wpływów. Przy tym perspektywa wstąpienia Ukrainy do UE nigdy nie była na serio rozważana. I nikt nie spróbował przewidzieć następstw tego „przeorientowania” Ukrainy. Kiedy nastąpiły już przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej, ze strony Rosji płynęły pytania, co ona zawiera. Odpowiadano, że to nas nie dotyczy, to sprawa między Ukrainą a UE, i nic nadzwyczajnego się nie stanie.
- A na czym polega problem z rosyjskiego punktu widzenia?
- Proponowaliśmy trójstronne rozmowy, aby ocenić, co nastąpi po podpisaniu umowy. Odpowiedziano nam, że to niekonieczne. Dowiedzieliśmy się potem, że Ukraina wejdzie w strefę wolnego handlu z krajami Unii. Przy czym Ukraina z Rosją już znajdowały się w strefie wolnego handlu, ale Rosja z UE - nie. Ukraina miała też przyjąć unijne prawodawstwo oraz standardy dotyczące produktów. Znaczyło to tyle, że ukraiński rynek będzie otwarty dla UE, a praktycznie zamknięty dla towarów rosyjskich. Gdybyśmy niczego nie zrobili, oznaczałoby to dla nas wielkie straty. Prezydent Putin niedługo przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie wprost powiedział, że jeśli umowa zostanie podpisana, Rosja będzie musiała podjąć odpowiednie środki obrony własnego rynku: nie będzie strefy wolnego handlu między Rosją i Ukrainą itd. I oto czemu prezydent Janukowycz odłożył podpisanie umowy stowarzyszeniowej.