„Polityka nasza dąży niezłomnie do utorowania ludowi drogi do władzy, bo lud jest w narodzie olbrzymią większością 

i reprezentuje pracę i potęgę idealną. Kto trzyma z ludem, ten stanie obok nas do pracy, do walki, do budowania Polski! ..." 

                                                                                                                        Z przemówienia Ignacego Daszyńskiego wygłoszonego w Lublinie w dn.10.11.1918 r. 
 
                               STOWARZYSZENIE imienia IGNACEGO DASZYŃSKIEGO
[ 1 ]  [ 2 ]  [ 3 ]  [ 4 ]  [ 5 ]  [ 6 ] [ 7 ] [ 8 ] [ 9 ] [ 10 ] [ 11 ]  >>>

Kryzys bez końca

Rafał Woś
Kapitalizm jak narkoman "na głodzie".
Władza finansjery jest niepodzielna

(fragment o książce "Kryzys bez końca")

(...) Chyba już najwyższa pora, by poznać środowisko niewielkiego nowojorskiego czasopisma „Monthly Review” (wybijający już przy tytule, że jest niezależnym socjalistycznym magazynem – przyp. red. OF), bo to ono pomoże nam w lepszym zrozumieniu tej narkotykowej metafory. Założył je w 1949 r. harvardzki ekonomista Paul Sweezy. I to był naprawdę niezły oryginał. Bo trzeba było być oryginałem, żeby w czasach szalejącego w Stanach powojennego antykomunizmu głosić marksistowskie poglądy na gospodarkę. Na szczęście Sweezy dysponował sporym majątkiem (odziedziczonym po ojcu bankierze), który pozwolił mu zachować intelektualną niezależność i poświęcić się badaniom nad naturą współczesnego kapitalizmu.

Ekonomista zmarł w 2004 r. Nie doczekał więc kryzysu 2008 r. i renesansu zainteresowania jego krytycznymi teoriami. Na szczęście wychował sobie jednak grono godnych następców. Na czele z obecnym redaktorem naczelnym „Monthly Review” Johnem Bellamym Fosterem, autorem (do spółki z Robertem McChesneyem) wydanej w 2012 r. (jest po polsku) książki „Kryzys bez końca”, która w prosty i przystępny sposób wyjaśnia o co chodzi z tym narkomanem. (...)

(...) Zarówno Sweezy’ego, jak i Fostera nie interesuje kapitalizm z książeczek dla grzecznych dzieci (ewentualnie dla studentów pierwszego roku ekonomii), lecz kapitalizm realnie istniejący. Sweezy już w latach 70. nazwał go kapitalizmem monopolistycznym. I ten kapitalizm nie ma nic wspólnego z romantyczną opowieścią o wolnych homo economicusach, dzięki którym prowadzona przez niewidzialną rękę rynku podaż spotyka się z popytem, po czym żyją długo i szczęśliwie.

Kapitalizm monopolistyczny charakteryzuje się potężną spiralą centralizacji i dominacją korporacyjnych form organizacji gospodarczej. Poszczególne branże są tutaj kontrolowane przez kilka oligopolistycznych firm, które w dziedzinie decyzji produkcyjnych oraz inwestycyjnych działają nie tyle w konkurencji do siebie, lecz – jak to ujął Joseph Schumpeter – „z wzajemnym poważaniem”. Oczywiście i w tej superlidze gigantów dochodzi raz na jakiś czas do pewnych przesunięć. Czasem ktoś z niej spadnie (Kodak, Nokia), a czasem ktoś awansuje (Apple, Google). Warto jednak zwrócić uwagę, że każdy nowy „pistolet” szybko akceptuje obowiązujące tu reguły gry. I wszystkie swoje wysiłki koncentruje na uzyskaniu pozycji monopolistycznej w swojej działce, a jeszcze lepiej zawiązuje oligopol kontrolujący kilka powiązanych ze sobą branż.

To jest jednak moment, w którym kapitalizm zaczyna gryźć się w swój własny ogon. Giganci stają się jak disneyowski Sknerus McKwacz, który gromadzi w swoim skarbcu w Kaczogrodzie kolejne sztabki złota. I zajmuje się właściwie tylko tym. Sweezy nazwał to zjawisko „nadakumulacją kapitału”, charakteryzującą największe podmioty kapitalizmu monopolistycznego. To coś jakby zaklęty krąg. Niechęć posiadaczy kapitału do bardziej aktywnej polityki redystrybucyjnej rządu czy strach przed utratą konkurencyjności (mrożenie płac) sprawia, że stają oni wobec bariery popytu.

Czyli, mówiąc wprost, nie ma wystarczającej liczby chętnych do kupowania ich towarów. A przez to ogromna część zdolności wytwórczych gospodarki pozostaje niewykorzystana (istniejące dziś fabryki samochodów mogłyby bez trudu wyprodukować trzy razy tyle towaru co obecnie). One mają z kolei wpływ na brak inwestycji. Bo firmy z zasady nie są chętne do inwestowania w branżach, w których duża część istniejących zdolności pozostaje bezczynna. Malejącemu wykorzystaniu zdolności wytwórczych towarzyszy coś, co Foster i McChesney nazwali stagnacją zatrudnienia, co jeszcze bardziej pogłębia barierę popytu. W efekcie im więcej korporacje zarabiają, tym bardziej spada ich ochota do reinwestowania zgromadzonych środków. Jeżeli spojrzeć na prywatne niemieszkaniowe inwestycje netto w gospodarce amerykańskiej to spadły one z 4 proc. PKB w latach 70. do 3 proc. w latach 90. i 2,4 proc. w latach 2000-2010. I tak w kółko. (...)
Jakub Grzegorczyk
Globalny kapitalizm w trwałym kryzysie

Recenzja książki Johna Bellamy’ego Fostera 
i Roberta W. McChesney’a „Kryzys bez końca”


Wydana w serii „Biblioteka Alternatyw Ekonomicznych” polskiej edycji miesięcznika „Le Monde diplomatique” książka Johna Bellamy’ego Fostera i Roberta W. McChesney’a pt. „Kryzys bez końca” rozprawia się z popularnym mitem kapitalizmu jako systemu „powszechnej konkurencji”, który bez większych przeszkód jest w stanie poradzić sobie z okresowymi kryzysami. Autorzy konfrontują tę wyidealizowaną wizję z rzeczywistością globalnej gospodarki zdominowanej przez międzynarodowe korporacje i rynków opanowanych przez oligopole. Foster i McChesney stawiają tezę, że współczesny „kapitał monopolistyczno-finansowy” wyczerpał dostępne możliwości przeciwdziałania swojej wrodzonej tendencji do stagnacji i pogrąża się w głębokim kryzysie strukturalnym. To natomiast otwiera pole do dyskusji nad tym, jaka forma organizacji gospodarki mogłaby go zastąpić w przyszłości.

„Kryzys bez końca” jest publikacją wyjątkową, ponieważ przybliża polskiemu czytelnikowi praktycznie nie znany nad Wisłą dorobek marksistowskich ekonomistów rozwijających teorię „kapitału monopolistycznego”. Teoria ta powstała w latach 60. XX wieku i jest ściśle związana z nazwiskami dwóch amerykańskich ekonomistów – Paula Sweezy’ego i Paula Barana. Jej główne założenia są do dziś rozwijane głównie na łamach amerykańskiego socjalistycznego miesięcznika „Monthly Review” (którego redaktorem od 2006 r. jest John Bellamy Foster).

Koncepcja „kapitału monopolistycznego” uzupełnia znaną z „Kapitału” marksistowską ekonomię polityczną o analizę zmian, jakie zaszły w gospodarce światowej w XX wieku. Zdaniem Barana i Sweezy’ego, na przełomie wieku XIX i XX doszło do zastąpienia kapitalizmu konkurencyjnego przez kapitalizm monopolistyczny. Ten pierwszy charakteryzował się wielością firm, konkurencją cenową oraz ciągłym rozwojem tych branż, które wytwarzały środki produkcji. Natomiast system kapitału monopolistycznego powstał na skutek koncentracji i centralizacji kapitału – czyli procesów gromadzenia przez firmy coraz większych zasobów środków trwałych i pieniężnych oraz łączenia się pojedynczych kapitalistów w zrzeszenia i spółki. Jest on logiczną konsekwencją wcześniejszej fazy konkurencji, którą przetrwać może tylko część – największych i najsilniejszych – kapitalistów. W fazie monopolistycznej, gospodarka kapitalistyczna opiera się na rozwiniętej bazie produkcyjnej, która daje jej możliwość podejmowania gigantycznych inwestycji oraz rozszerzania produkcji na globalną skalę.

Przejście do fazy kapitału monopolistycznego zmienia – i to w radykalny sposób – relacje pomiędzy przedsiębiorstwami. W miejsce konkurencji wielu podmiotów gospodarczych, na rynkach powstają monopole – największe korporacje zdobywają pozycję pozwalającą im na kontrolę cen, produkcji i inwestycji oraz ograniczenie nowym konkurentom dostępu do rynków. Korporacje nie konkurują już poprzez obniżki ceny oferowanych dóbr i usług (co mogłoby doprowadzić do wojny cenowej i drastycznego obniżenia zysków), ale raczej skupiają się na ograniczeniu jednostkowych kosztów pracy i poszerzaniu rynku zbytu poprzez reklamę i różnicowanie produktów. W tym momencie pojawiają się także systemowe problemy z nadakumulacją i podkonsumpcją – ogrom środków zainwestowanych w moce produkcyjne zaczyna przewyższać możliwości konsumpcyjne społeczeństw, gdzie większość stanowi klasa pracująca, której dochody jednocześnie ulega obniżeniu w wyniku cięcia jednostkowych kosztów pracy. Skutkuje to ograniczeniem inwestycji w produkcję i problemami ze zbytem wytworzonej masy towarów i usług, co ostatecznie przekłada się na długotrwały spadek tempa wzrostu PKB.

Zdaniem Fostera i McChesney’a to właśnie w tym kontekście należy wyjaśniać Wielki Kryzys z lat 30. XX wieku – jako skrajny wyraz tendencji kapitalizmu do stagnacji, ku której pcha go jego wewnętrzna logika. II Wojna Światowa i powojenny ład oparty na doktrynie gospodarczej keynesizmu do pewnego stopnia przeciwdziałały tej tendencji (głównie dzięki nagromadzeniu w czasie wojny ogromnej płynności konsumenckiej, państwowym wydatkom zbrojeniowym, inwestycjom w odbudowę gospodarczą Europy oraz rozwojowi motoryzacji). Od lat 70. XX w. globalna gospodarka znalazła się jednak w stanie „pełnego kryzysu strukturalnego” na skutek wyczerpania się tendencji przeciwdziałających skłonności do nadakumulacji. Kapitał wraca więc na tory, na których znajdował się przed II Wojną Światową. Z tą różnicą, że - według autorów „Kryzysu bez końca” - przekształca się w kapitał monopolistyczno-finansowy.

Kluczowym elementem tego przekształcenia jest finansjeryzacja – czyli przeniesienie środka ciężkości gospodarki z produkcji do finansów, co manifestuje się m.in.: wzrostem udziału sektora FIRE (finansów, ubezpieczeń i nieruchomości) w dochodzie narodowym, rosnącym udziałem zysków finansowych w zyskach ogółem oraz wzrostem relacji długu publicznego do PKB. Finansjeryzacja jest dla kapitalizmu środkiem do szybszego osiągnięcia zysków i przeciwdziałania stagnacji. W ostatecznym rozrachunku powoduje ona jednak powstawanie baniek spekulacyjnych, których pęknięcia wywołują coraz głębsze kryzysy w gospodarce realnej. Politycznym wyrazem przejścia do fazy kapitału monopolistyczno-finansowego jest rozwój doktryny neoliberalizmu, która opiera się na postulatach deregulacji finansów, ograniczenia praw pracowniczych oraz prywatyzacji usług publicznych. Tym samym ma ona zapewnić kapitałowi nowe sposoby na maksymalizację zysków. Neoliberalne reformy zwiększają jednak skłonność gospodarki do popadania w kryzysy finansowe oraz rozpalają na nowo konflikty społeczne. Foster i McChesney stawiają więc tezę, że współczesny kapitalizm staje się systemem, którego przyszłością jest w najlepszym razie wieloletni niemrawy rozwój gospodarczy przerywany częstymi kryzysami.

„Kryzys bez końca” nie jest jednak wyłącznie pracą teoretyczną. Znajdziemy w nim szeroki materiał faktograficzny i statystyczny przemawiający za tezami Fostera i McChesneya. Najistotniejsze wydają się, rzecz jasna, dane potwierdzające główne tezy autorów – systematyczne obniżanie się tempa wzrostu PKB w tzw. „krajach Triady” (USA, Japonii i krajach Europy Zachodniej), które w ostatniej dekadzie było o ponad 60% niższe niż w latach 60. XX wieku; skokowy wzrost liczby i odsetka branż gospodarki amerykańskiej, w których 4 największe przedsiębiorstwa odpowiadają za ponad połowę dostaw (od 1947, kiedy takich branż było ok. 40, do 2007 kiedy było ich już 185, odsetek wzrósł z poziomu 5% do 35%); bezwzględna dominacja w globalnej gospodarce 500 największych światowych korporacji, których przychód roczny jest równy prawie połowie światowego PKB.

„Kryzys bez końca” zawiera także polemikę z teoriami, które zwolennicy kapitalizmu rozwijali w celu odrzucenia tezy o postępującej monopolizacji. Szczególnie dużo uwagi poświęcono kwestii pozornego „wzrostu konkurencji”, do którego rzekomo dochodzi na skutek globalizacji. Foster i McChesney wskazują, że przeniesienie działalności gospodarczej na szczebel światowy bynajmniej nie przyczynia się do zwiększenia liczby podmiotów konkurujących ze sobą na rynkach.

Wychodząc od zjawiska globalizacji, autorzy przechodzą do dwóch ostatnich czynników, które mogą w przyszłości zaostrzyć globalny kryzys gospodarczy. Pierwszym z nich jest „światowy arbitraż pracy”, czyli wykorzystanie przez korporacje nierówności płacowych pomiędzy państwami i przenoszenie produkcji do krajów Trzeciego Świata, w celu obniżenia kosztów pracy. Trend ten ma obecnie charakter powszechny i globalny – większość amerykańskich korporacji faktycznie zatrudnia więcej pracowników zagranicą lub w 100% polega na podwykonawcach z Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Taki stan rzeczy pozwala np. firmie Apple na osiąganie 64% marży zysków na każdym sprzedanym iPhonie i utrzymanie udziału kosztów pracy w całkowitych kosztach produkcji na poziomie 3,6% (dzięki wykorzystaniu niewolniczej pracy w chińskich fabrykach koncernu-podwykonawcy Foxconn). Można powiedzieć, że arbitraż jest drugą stroną finansjeryzacji – poszukiwania większych i szybszych zysków w sytuacji, gdy gospodarki Triady pogrążają się w stagnacji. Jest to jednak strategia, która nasila tendencje kryzysowe: prowadzi do dezindustrializacji i ograniczenia siły nabywczej w społeczeństwach globalnej Północy, prowokuje systematyczny wzrost liczby wystąpień pracowniczych w krajach światowego Południa i włącza coraz większą część światowej populacji w szeregi rezerwowej armii przemysłowej (liczącej obecnie, według obliczeń autorów, ok. 2,4 mld osób). Armia ta staje się problemem, gdy w Chinach i Indiach następuje powolne przejście do mniej pracochłonnej i bardziej zaawansowanej technicznie produkcji, która nie jest w stanie wchłonąć miliardów robotników i robotnic do tej pory zatrudnianych w odzieżowych sweatshopach czy montowniach sprzętu elektronicznego.

„Kryzys bez końca” wieńczy analiza sytuacji gospodarczej Chin, w których zaczynają powoli dojrzewać sprzeczności i tendencje kryzysowe, do tej pory znane tylko z Europy, Japonii i Stanów Zjednoczonych: Proletaryzacja chińskiego chłopstwa powoli, acz systematycznie zwiększa liczbę strajków i protestów pracowniczych, co skutkuje wzrostem płac i obniżeniem się rentowności inwestycji zachodnich korporacji; stagnacja gospodarek UE i USA podkopuje główne źródło przychodów chińskiej gospodarki, jakim jest eksport; na gigantyczną skalę zwiększa się zadłużenie zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego; wreszcie – gigantyczne państwowe inwestycje infrastrukturalne, dzięki którym Chiny były jedynym krajem, który przeszedł „sucha nogą” przez globalny kryzys z lat 2007-2009, wywołują masowe protesty wywłaszczanych chłopów i wspólnot lokalnych (na które spadają katastrofalne ekologiczne skutki nowych inwestycji). Wszystko to sprawia, że gospodarka chińska staje przed widmem nadakumulacji. Na dłuższą metę nie da się bowiem zachować oszałamiającego tempa wzrostu gospodarczego (od lat 80. roczne tempo wzrostu PKB Chin w cenach stałych oscylowało wokół 10%, czyli poziomu dwukrotnie wyższego niż wzrost gospodarczy w USA, Japonii i UE) przy tak niskim udziale płac w PKB, tak dużych stopach inwestycji, i przy oparciu gospodarki o eksport na rynki zewnętrzne, znajdujące się w długotrwałej stagnacji.

Książka Fostera i McChesneya to jedno z lepszych wyjaśnień kryzysu, jaki wstrząsnął światową gospodarką w roku 2007. Autorzy analizują całościowy obraz globalnej gospodarki i z miejsca odrzucają prostackie diagnozy w stylu: „kryzys wybuchł, bo amerykańskie rodziny brały kredyty hipoteczne, których nie były w stanie spłacić” (znane nam z „analiz” i wystąpień rodzimych ekonomistów).
„Kryzys bez końca” jest więc świetną odtrutką na dominującą w Polsce myśl neoliberalną, która za wszelkie niepowodzenia kapitalizmu zawsze obwinia państwo. Autorzy nie tylko wskazują na kryzysogenne konsekwencje neoliberalizmu, ale pokazują także, że jest on po prostu wyrazem interesów globalnych korporacji. Co ważne, teoria kapitału monopolistyczno-finansowego podważa także mrzonki o tym, że alternatywą dla kapitalizmu w jego obecnej postaci może być powrót do XIX-o wiecznej konkurencji. Takiego powrotu nie ma ze względu na naturalną skłonność kapitalizmu do centralizacji i koncentracji kapitału. W tych warunkach niewielkie szanse mają też projekty powrotu gospodarki do granic państw narodowych i aktywnego wspierania „rodzimego biznesu” w opozycji do inwestycji zagranicznych. Projekty te są często przedstawiane przez ekonomistów i działaczy społecznych łączących keynesizm z patriotyzmem jako alternatywa dla neoliberalnej globalizacji. Taki powrót do ładu z lat 50. i 60. XX wieku nie wydaje się jednak możliwy w obliczu stopnia koncentracji kapitału w kluczowych gałęziach gospodarki. Ewidentną zaletą „Kryzysu bez końca” jest więc rozwianie pewnych mitów, które sprowadzają się do zachowania kapitalizmu w nieco zmodyfikowanej formie.

Pomimo wszystkich zalet, do wywodu Fostera i McChesney można zgłosić co najmniej jedno ważne zastrzeżenie: autorzy milczą w kwestii strategii działań, jakie ruch pracowniczy powinien podjąć w takiej sytuacji. Nie przedstawiają również żadnych alternatyw systemowych. Niby nie mają takiego obowiązku, ale prace innych ekonomistów krytycznych poświęcone obecnemu kryzysowi – jak choćby „Kapitalizm bez znieczulenia” francuskiego ekonomisty Michela Hussona (1) – zawierają chociaż ogólny zarys najważniejszych postulatów i propozycje działań, jakie podjąć powinny związki zawodowe oraz partie i ruchy lewicowe.

Foster i McChcesney zostawiają więc czytelnika/czytelniczkę tylko z wyjaśnieniem genezy obecnego kryzysu i ponurą wizją przyszłości, w której światowa gospodarka nie będzie w stanie wyjść z recesji. Nam pozostawiają zadanie opracowania strategii działań w czasach „kryzysu bez końca” i dyskusję nad tym, co może zastąpić „kapitał monopolistyczno-finansowy”. Ich analizy są jednak niezbędne, jeśli nie chcemy utknąć w mało realnych marzeniach o możliwość powrotu do powojennego ładu pełnego zatrudnienia i (pozornej) równowagi między interesami pracy i kapitału.

Jakub Grzegorczyk

Przypisy:
(1) Michael Husson, Kapitalizm bez znieczulenia, Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”, Warszawa 2011
[ 1 ]  [ 2 ]  [ 3 ]  [ 4 ]  [ 5 ]  [ 6 ] [ 7 ] [ 8 ] [ 9 ] [ 10 ] [ 11 ]  >>>
Zobacz również: 
John Bellamy Foster, Robert W. McChesney, Kryzys bez końca. Jak kapitał monopolistyczno-finansowy wywołuje stagnację i wstrząsy od Stanów Zjednoczonych po Chiny, przełożył Grzegorz Konat, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2014, ss. 386.
Wstęp

Jak kapitał monopolistyczno-finansowy wywołuje stagnację 
i wstrząsy od Stanów Zjednoczonych po Chiny

Gospodarka światowa jako całość przechodzi okres spowolnienia. W centrum systemu, tempa wzrostu gospodarek Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii maleją od dziesięcioleci. W pierwszej dekadzie obecnego stulecia ich udziałem stały się najniższe stopy wzrostu gospodarczego od lat 30. XX w., a początek nowego dziesięciolecia wcale nie przedstawia się lepiej. Słowo, którego ekonomiści używają na określenie tego zjawiska, to stagnacja. Dla zwykłych ludzi oznacza ona zmniejszenie płac realnych, masowe bezrobocie, poważny kryzys budżetowy sektora publicznego, rosnące nierówności oraz ogólny i niekiedy ostry spadek jakości życia. Stagnacja jest przyczyną wszelkiego rodzaju kryzysów społecznych i politycznych, a to właśnie one – i ich konsekwencje – okażą się prawdopodobnie czynnikami kształtującymi przyszłe pokolenia. Przeważająca większość populacji – z wyłączeniem wielkich wygranych na szczycie – odczuwa to jako kryzys bez końca (ang. endless crisis). „Problem z normalnością na tym polega”, jak mówi nam piosenkarz i autor Bruce Cockburn, „że jest coraz gorzej”.
Wielki Kryzys Finansowy lat 2007-2009 był sam w sobie związany z tym spowolnieniem w „gospodarce realnej”, nazywanym przez niektórych „Wielką Stagnacją”. W ostatnich latach gospodarka Chin oraz kilka gospodarek wschodzących kontynuowały wzrost, jednak także te kraje nie są odporne na ogólny kryzys i wykazują oznaki osłabienia i rosnącej niestabilności. W coraz bardziej zglobalizowanej gospodarce losy należących do niej krajów są ze sobą w rosnącym stopniu powiązane.

Choć jednak wśród liderów biznesu i decydentów, nie wspominając o zwykłych ludziach, rośnie skala uznania stagnacji gospodarczej jako stanu współczesnego kapitalizmu, istnieje niewiele wyjaśnień takiej sytuacji. Konwencjonalna ekonomia, która najpierw sprzyjała deregulacji rynków finansowych, by następnie przespać krach finansowy, mimo posiadania pewnych spostrzeżeń nie okazała się do tego zadania przydatna. Niczym skoczek, kurczowo ściskający w dłoni linkę wyzwalającą spadochronu podczas pierwszego w życiu skoku, większość ekonomistów uczepiła się przekonania, że naturalnym stanem kapitalizmu jest pełne zatrudnienie i dynamiczny wzrost gospodarczy, w związku z czym rynek, koniec końców, w magiczny sposób zadziała.

My natomiast będziemy dowodzić, że mamy do czynienia z kryzysem bez końca, ponieważ wynika on nieuchronnie z funkcjonowania czegoś, co określamy mianem kapitału monopolistyczno-finansowego. Biorąc pod uwagę wewnętrzną logikę systemu oraz istniejący zakres prawnie usankcjonowanego, możliwego do zaakceptowania przez biznes pola manewru decydentów, nie ma podstaw, by oczekiwać istotnego i trwałego przyspieszenia tempa wzrostu. Normalnym stanem dojrzałej gospodarki kapitalistycznej, zdominowanej przez kilka gigantycznych korporacji monopolistycznych, jest zatem stagnacja. Stan ten utrzymywał się przez prawie sto lat (jeśli nie dłużej), a Wielki Kryzys lat 30. XX w. stanowi przygnębiający tego przykład. Przez kolejne dziesięciolecia szereg mechanizmów – głównie za sprawą działań rządu – umożliwił systemowi przezwyciężenie stagnacji i zapewnienie wzrostu gospodarczego. Jednak mechanizmy te wykazywały skłonność do powodowania szkodliwych skutków ubocznych, w związku z czym ich przydatność uległa erozji lub została ostatecznie podważona. Najważniejszym – i najnowszym – z tych mechanizmów był ogromny wzrost zadłużenia w latach 1980-2008, który wsparł gospodarkę, lecz był nie do utrzymania i ostatecznie doprowadził do Wielkiego Kryzysu Finansowego. Czynniki, które wywołują stagnację, są dzisiaj bardziej znaczące i w dodatku zglobalizowane, w związku z czym przyszłość gospodarki rysuje się w ciemnych barwach.

Nie jest naszym zamiarem stworzenie polemiki lub manifestu. Cel jest raczej bardziej ambitny, a jednocześnie skromniejszy. Jest nim przedstawienie spójnego, opartego na danych, wyjaśnienia stagnacji i wytłumaczenie dlaczego stanowi ona kryzys bez końca. Chociaż jesteśmy przekonani, że fakty zdecydowanie wskazują na jeden kierunek polityczny – jeżeli ludzie zechcą wydostać się ze spirali stagnacji i rosnącej nędzy, będzie to wymagało radykalnej zmiany systemu gospodarczego – nie ma papierka lakmusowego wskazującego, kto może przeczytać tę książkę. Naszą intencją jest, by była ona przydatna dla każdego, bez względu na pochodzenie lub poglądy polityczne, kto chce zrozumieć coś, co może być centralnym problemem ekonomii politycznej naszych czasów. Chcemy uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby zachęcić do szerokiej debaty publicznej na ten temat, a następnie – uczestniczyć w tej debacie. W przypadku kryzysu tych rozmiarów, na pokładzie potrzebne są wszystkie ręce.

Chociaż książka powstała w latach 2009-2012, jest rezultatem dyskusji, które prowadzimy od ponad 30 lat, a badania na tym obszarze obaj prowadzimy przez całe nasze kariery naukowe. Rozdziały książki pierwotnie ukazały się w czasopiśmie Monthly Review, miesięczniku redagowanym przez Johna Bellamy’ego Fostera, do którego często pisuje (i który przez pewien czas współredagował) Robert W. McChesney.

Książkę tę chcielibyśmy zadedykować pamięci naszych przyjaciół, Harry’ego Magdoffa i Paula Sweezy’ego.

John Bellamy Foster
 i Robert W. McChesney

kwiecień 2012 r.
Kreator stron - łatwe tworzenie stron WWW