Dokąd dziś zmierza kapitalizm?
(przedmowa do książki M. Hussona "Kapitalizm bez znieczulenia")
Przede wszystkim gorąco dziękuję tłumaczowi książki, z którym od dawna łączą mnie więzi przyjaźni, redaktorce polskiego wydania i warszawskiemu Instytutowi Wydawniczemu Książka i Prasa za to, że udostępniają czytelnikom w Polsce książkę, która jest syntezą moich najnowszych prac. Wiąże ona w jedną całość elementy ogólnej teorii kapitalizmu z konkretnymi analizami dynamiki współczesnego realnego kapitalizmu.
Zamiast zaprezentować czytelnikowi treść książki – zorientuje się on dość dokładnie, o czym ona jest, przeglądając spis treści – naświetlę w tej przedmowie cztery idee przewodnie, leżące u jej podstaw i zawierające całościową prognozę toru, po którym kapitalizm będzie poruszał się podczas swojego obecnego kryzysu.
1. Ten kryzys to kryzys systemowy
Jeśli kapitalizm ma względnie harmonijnie funkcjonować, potrzebuje nie tylko wystarczająco wysokiej stopy zysku, ale również wystarczająco obszernych rynków zbytu dla swoich towarów. A priori warunki te są z sobą sprzeczne, toteż można spełnić je tylko na dwa sposoby. W „chwalebnym trzydziestoleciu” powojennym, które było okresem największego rozkwitu kapitalizmu, wysoki wzrost wydajności pracy pozwalał zarówno zapewnić wzrost siły nabywczej pracowników najemnych, stwarzając tym samym nieodzowne rynki zbytu, jak i utrzymać stopę zysku na wysokim poziomie. Mechanizm ten popsuł się w połowie lat siedemdziesiątych. W rezultacie na początku lat osiemdziesiątych nastąpił zwrot i zainstalowała się nowa konfiguracja – kapitalizm neoliberalny. Jedną z jego głównych tendencji, przedstawioną we wprowadzeniu do tej książki, jest zniżkowa tendencja udziału płac w dochodzie narodowym, a więc, innymi słowy, zwyżkowa tendencja stopy wyzysku pracowników najemnych. Tendencja ta stwarza tzw. problem realizacji: wprawdzie produkcja ma zapewnioną wysoką stopę zysku, ale kto kupi wyprodukowane towary, skoro progresja konsumpcji pracowniczej jest niska? Kapitalizm neoliberalny przyniósł dwojakie rozwiązanie tego problemu. Tym, co zapewniło komplementarne czy raczej zastępcze rynki zbytu, z jednej strony była konsumpcja rentierów, korzystających wraz z finansjeryzacją gospodarki z coraz większych dochodów finansowych, a z drugiej strony – nadmierne zadłużenie gospodarstw domowych, które w Stanach Zjednoczonych przełożyło się na wzrost gospodarczy na kredyt.
Obecny kryzys zrodził się w sektorze finansowym. Spowodowała go niemożność kontynuowania w nieskończoność ucieczki do przodu. Nie znaczy to jednak, że mamy do czynienia z kryzysem wyłącznie finansowym. Kryzys ogarnął także samą niestabilną spójność kapitalizmu neoliberalnego. Jest to więc zarazem kryzys systemowy, zakłócający działanie podstawowych mechanizmów kapitalizmu. Aby mu sprostać, nie wystarczy zatem stworzyć odpowiednio szerokie rynki zbytu. Trzeba spełnić dodatkowy warunek: rynki te muszą przybrać odpowiednią formę, to znaczy zapewnić zbyt towarów wytwarzanych w tych sektorach, w których wzrost wydajności pracy pozwala na trwały wzrost przy wysokiej stopie zysku. Tymczasem takie dopasowanie nieustannie podważa ewolucja potrzeb społecznych.
Rzecz w tym, że popyt społeczny trwale przesuwa się z popytu na towary przemysłowe ku popytowi na usługi, co nie jest zgodne z wymogami akumulacji kapitału. W tych strefach produkcji dóbr i usług, ku którym dryfuje popyt, potencjał wzrostu wydajności pracy jest niewielki. Ta strukturalna modyfikacja popytu społecznego stanowi jedną z zasadniczych przyczyn spowolnienia wzrostu wydajności pracy, które następnie przekłada się na niedostatek rentownych okazji do inwestycji. Wzrost wydajności pracy nie uległa spowolnieniu dlatego, że zbyt wolno wzrasta akumulacja. Wręcz przeciwnie – to zbyt powolny wzrost wydajności pracy jako wskaźnik przewidywanych zysków zniechęca do akumulacji kapitału i pęta wzrost gospodarczy, co z kolei dodatkowo wpływa hamująco na wzrost wydajności. Jedną z uderzających cech kapitalizmu neoliberalnego jest zatem pogłębiająca się luka między wysokim poziomem stopy zysku a stagnacją stopy akumulacji.
Podstawowa sprzeczność zachodzi między przeobrażeniami, którym podlegają potrzeby społeczne, a kapitalistycznym sposobem rozpoznawania, uznawania i zaspokajania tych potrzeb. Znaczy to również, że – być może po raz pierwszy w dziejach – szczególny profil obecnej fazy rozwoju kapitalizmu uruchamia czynniki jego kryzysu systemowego. Można nawet postawić hipotezę, że kapitalizm wyczerpał to wszystko, co kiedykolwiek było w nim postępowe, i jego dalsza reprodukcja odbywa się już tylko kosztem powszechnej inwolucji czy regresji społecznej. Taka przebudowa współczesnego kapitalizmu pod względem technicznym, społecznym i geograficznym, która umożliwiłaby stworzenie ram instytucjonalnych dla nowej długiej fali ekspansywnej, jest mało prawdopodobna. Obecna długa fala recesyjna, która zaczęła się w połowie lat siedemdziesiątych, prawdopodobnie będzie wydłużać się w warunkach niskiego wzrostu gospodarczego. Parafrazując słynną formułę, można powiedzieć, że „złoty wiek” powojenny bez wątpienia stanowił „najwyższe stadium kapitalizmu”, który wtedy miał jeszcze do zaoferowania to, co było w nim najlepsze. Teraz zaś ostentacyjnie wycofuje ówczesną ofertę i przyznaje sobie prawo do pogrążenia ludzkości w prawdziwej regresji społecznej.