„Polityka nasza dąży niezłomnie do utorowania ludowi drogi do władzy, bo lud jest w narodzie olbrzymią większością 

i reprezentuje pracę i potęgę idealną. Kto trzyma z ludem, ten stanie obok nas do pracy, do walki, do budowania Polski! ..." 

                                                                                                                        Z przemówienia Ignacego Daszyńskiego wygłoszonego w Lublinie w dn.10.11.1918 r. 
 
                               STOWARZYSZENIE imienia IGNACEGO DASZYŃSKIEGO

J.Moraczewski-Rząd Ludowy


Jędrzej Moraczewski
 
Rząd Ludowy Chłopsko-Robotniczy

od 18 listopada 1918 do 16 stycznia 1919 roku

(Fragmenty książki Jędrzeja Moraczewskiego: "Przewrót w Polsce",
Muzeum Historii Polski, Warszawa 2015, s. 61-153)
POWRÓT PIŁSUDSKIEGO

Tymczasem 11 listopada [Piłsudski i Sosnkowski wrócili do Warszawy rankiem 10 listopada – przyp. red.] wrócił nareszcie po półtorarocznej niewoli do Warszawy komendant Józef Piłsudski wraz z swym szefem sztabu, Sosnkowskim (…)

… Niezwykle szybko zorientowawszy się w sytuacji zabrał się Piłsudski do pracy. W całym kraju rozpoczęła się z dawna przygotowywana, na wieść o powrocie Piłsudskiego samorzutnie przyspieszona akcja wyrzucania znienawidzonych za zdzierstwa i rabunki Niemców. POW, robotnicy, chłopi chwycili za broń. Piłsudski porozumiał się z niemiecką radą żołnierską w Warszawie, ułożył termina i porządek składania broni i wyjazdu wojsk niemieckich, wydał odezwę wzywającą ludność do zaniechania walki i nierobienia trudności wyjeżdżającym Niemcom. W ciągu tygodnia pięćdziesiąt pięć tysięcy wojska niemieckiego, złożywszy broń i sprzęt wojenny, opuściło mniej więcej spokojnie okupację niemiecką. Tylko wschodnie części Królestwa (Ober-Ost) trzymali jeszcze długi czas Niemcy zbrojną ręką, a Suwalszczyznę trzymają do dnia dzisiejszego.

Dnia 11 listopada porozumiał się z tymczasowym rządem w Lublinie. Rząd zgodził się na to, aby jego szef na wezwanie Piłsudskiego utworzył nowy gabinet w Warszawie, tegoż dnia po godzinie dziewiątej wieczorem przyjechał Daszyński wraz z kilku członkami rządu do Warszawy. Piłsudski wezwał reprezentantów wszystkich stronnictw na naradę. Prowadzone w ciągu 12 i 13 listopada pertraktacje rozbiły wszelką nadzieję na utworzenie koalicyjnego gabinetu. Wobec tego Piłsudski w nocy z 13 na 14 listopada mianuje Daszyńskiego prezydentem ministrów, poruczając mu utworzenie rządu.

Daszyński zaprasza delegatów zaboru niemieckiego [Socjaliści tyle złego napisali i powiedzieli o Narodowej Demokracji, że niezręcznie im było przyznać się do rokowań z jej politykami. Maskowali więc to określeniem „delegaci zaboru niemieckiego” – przyp. red.] i prowadzi z nimi przez trzy dni i trzy noce rokowania o udział w rządzie. W myśl ich żądań robi im ostatecznie następujące propozycje: 1) usuwa się sam z rządu, chociaż Poznańczycy prosili, ażeby w rządzie jako minister został, 2) proponuje im objęcie dwóch ministerstw: skarbu i aprowizacji lub komunikacji albo robót publicznych, 3) objęcie wiceministerstwa spraw zagranicznych, 4) przewodnictwo w polskiej delegacji pokojowej na zbliżającym się kongresie w Wersalu. W naradach brali udział ze strony Poznańczyków: Seyda (ND) [Narodowa Demokracja], Korfanty (ND), Łaszewski (NSR) [Narodowe Stronnictwo Robotników]. Oprócz Daszyńskiego brał udział Moraczewski. Narady odbywały się w obecności komendanta Piłsudskiego. W myśl tych propozycji skład gabinetu miał być następujący: trzech Poznańczyków, czterech Galicjan, dziesięciu Królewiaków. A wedle przynależności partyjnej: pięciu ludowców, a to: trzech witosowców [Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast"], dwóch wyzwoleńców [Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie"], jednego ze zjednoczenia ludowego (grupa ks. Blizińskiego); trzech PPS; dwóch PPSD; trzech ND; jeden demokrata (Zjednoczenie Demokratyczne); jeden SNN (Stronnictwo Niezawisłości Narodowej); jeden bezpartyjny. Byłby to tedy gabinet koalicyjny złożony z przedstawicieli wszystkich ważniejszych kierunków politycznych. Jednak Poznańczycy w nocy 17 listopada odmówili. (…)

… Pretekstem była osoba premiera Daszyńskiego. Zarzucali mu jego mowę w parlamencie wiedeńskim w sprawie dostępu do morza. Daszyński usunął pretekst, wycofując się z gabinetu, dając tym przykład wielkiej bezinteresowności osobistej i zręczności politycznej. Dalszym pretekstem było domaganie się teki spraw zagranicznych i wewnętrznych. Jasnym jednak było, że sprawy wewnętrzne musi objąć człowiek dobrze znający Królestwo. Zabór pruski nie był jeszcze w rękach polskich, zabór austriacki nie miał zamiaru podporządkować się rządowi urzędującemu w Warszawie. W tych warunkach objęcie agend wewnętrznych przez Poznańczyka, nie znającego zupełnie Królestwa, byłoby dla sprawy wysoce szkodliwym. Również nie można było oddać ministerstwa spraw zagranicznych endekom. Trzeba bowiem uprzytomnić sobie, że na czele komitetu narodowego w Paryżu stał endek Dmowski. Wraz z nim reprezentował Polskę dobrze znany w Ameryce, politycznie zbliżony do endeków Paderewski. (…)

… Mimo odmowy Poznańczyków nie można było dłużej zwlekać z utworzeniem gabinetu. Naczelnik państwa [Stanowisko tymczasowego naczelnika państwa, czyli głowy państwa, Piłsudski zajmował od 22 listopada 1918 roku – przyp. red.] przyjął dymisję Daszyńskiego i poruczył 18 listopada 1918 utworzenie gabinetu Jędrzejowi Moraczewskiemu. Skład gabinetu był następujący: prezydent ministrów i minister komunikacji: Jędrzej Moraczewski (PPSD); sprawy zagraniczne: Wasilewski (PPSD); sprawy wewnętrzne: Thugutt (PSL); sprawiedliwość: Supiński (demokrata); przemysł i handel: Iwanowski (bezpartyjny); wojsko: Piłsudski (bezpartyjny); oświata: Prauss (PPS); rolnictwo: Wojda (Zjednoczenie Ludowe); poczta i telegrafy: Arciszewski (PPS); roboty publiczne: Kędzior (PSL); aprowizacja: (PSL) nie obsadzone; skarb: (Poznańczycy) nie obsadzone; ochrona pracy i opieka społeczna: Ziemęcki (PPS); kultura i sztuka: Downarowicz (SNN); zdrowie: (PSL) nie obsadzone; bez teki: Malinowski (PPS), Nocznicki (PSL); minister dla Galicji: Witos (PSL). (…)

… Ostateczny skład gabinetu był następujący:
PPS i PPSD - sześciu ministrów: prezydent, zagraniczne, oświata, poczta, ochrona pracy, jeden bez teki.
PSL - sześciu ministrów: trzech z grupy „Wyzwolenia " - wewnętrzne, rolnictwo, jeden bez teki; trzech z grupy PSL (Stapińskiego) - roboty publiczne, komunikacja, jeden bez teki.
SNN - jeden minister: ochrony kultury.
Zjednoczenie Demokratyczne - jeden minister: sprawiedliwość.
Liga Państwowości Polskiej - jeden minister: zdrowie.
Międzypartyjne Koło - jeden minister: aprowizacja.
Bezpartyjni - trzech ministrów: skarb, wojsko, przemysł i handel.

W gabinecie zasiadało trzech chłopów: Stolarski, Nocznicki, Wójcik. Dwóch robotników: Arciszewski, Malinowski. Sześciu inżynierów: Moraczewski, Iwanowski, Minkiewicz, Wroczyński, Pruchnik, Downarowicz. Jeden lekarz: Chodźko. Dwóch urzędników: Byrka, Stączek. Trzech prawników: Ziemęcki, Supiński, Thugutt. Jeden nauczyciel: Prauss. Jeden literat: Wasilewski.
… 
STAN EUROPY ŚRODKOWEJ

Gabinet objął rządy w chwili zawieruchy rewolucyjnej w całej prawie środkowej Europie. (…)

… Długotrwała wojna, pochłaniająca olbrzymie masy męskiej ludności, odciągająca je od pracy wytwórczej, wywołała wszędzie jednakowe objawy społeczne.

Rola pozbawiona rąk do pracy, pozbawiona siły pociągowej, koni, pozbawiona nawozu przez zmniejszenie ilości bydła i zatamowanie dowozu nawozów sztucznych z Ameryki, częścią leżała odłogiem (Rosja, Ukraina, Polska, Rumunia, Węgry, Bałkan), częścią źle uprawna, rodziła mniej.

Do spotęgowania nieurodzajów w latach 1915, 1916, 1917 i 1918 przyczyniły się niekorzystne dla rolnictwa w tych latach wpływy atmosferyczne, zwłaszcza posucha w roku 1916. Skutkiem zmniejszenia się środków spożywczych była klęska głodu; złe odżywianie się mas mnożyło śmiertelność i sprzyjało szerzeniu się chorób zakaźnych. Cholera, tyfus plamisty, szkarlatyna, suchoty dziesiątkowały ludność.

Wartość środka zamiennego, jakim jest pieniądz papierowy, zmniejszała się z każdym dniem; handel wymienny rugował coraz bardziej obroty pieniężne. Tworzyło to pozór wzrostu drożyzny. Towarów było coraz mniej, popyt na nie rósł, a pieniędzy papierowych było coraz więcej. (…)

… A wreszcie brak pracy. Stopniowo, w ciągu trwania wojny, każde państwo wytężało wszystkie siły, aby przetrzymać, aby zwyciężyć. Ciągle nowe fabryki przetwarzano na fabryki pracujące dla wojska, wytwarzające broń, amunicję, automobile, łodzie podwodne, tanki, aeroplany, gazy i maski trujące. Miliony ludzi pracowały w przemyśle wojennym; zamykano fabryki, wytwarzające dla ludności cywilnej, bądź to z braku rąk roboczych, bądź to z niemożności sprowadzania koniecznego dla produkcji surowca z zagranicy.

Wyścig między państwami - kto wytworzy więcej amunicji, kto dłużej przetrzyma - ogarniał całą produkcję. Gdy naraz wyścig się skończył i magiczne słowo „pokój" pozwoliło ludzkości odetchnąć i zrzucić ze siebie duszącą zmorę, znalazły się naraz miliony ludzi bez pracy. Fabryki, pracujące dla wojny wstrzymały ruch, wyrzucając miliony ludzi na bruk, miliony ludzi wracały z armii, z niewoli. (…) Głód, choroby, drożyzna i bezrobocie - oto następstwa straszliwej wojny światowej, występujące we wszystkich państwach na całej niemal kuli ziemskiej. A gdy sobie jasno uprzytomnimy miliony kalek, inwalidów wojennych, miliony ludzi ze zrujnowanymi nerwami, a więc wykolejonych, rozstrojonych, na pół wariatów, i choć na pozór fizycznie zdrowych, przecież niezdolnych do żadnej pracy, miliony ludzi, którzy znosili nadludzkie niewygody, okazywali bohaterską odwagę i poświęcenie, spodziewają się za rany, trudy, bohaterstwo uznania, nagrody, polepszenia bytu. Miliony kobiet, matek, żon, córek, kochanek, szarpanych przez cztery lata trwogą, tęsknotą, niepokojem, żyjących cztery lata między zwątpieniem a nadzieją, radością i smutkiem, jeżeli sobie uprzytomnimy, że za te cztery lata wojny, jako nagroda, jako ukojenie, czeka ich głód, choroba, bezrobocie, drożyzna - możemy sobie jasno wystawić stan umysłowy i psychiczny mas ludu.

Wrzenie rewolucyjne jest następstwem aż nadto zrozumiałem niezadowolenia mas.
WEWNĘTRZNE STOSUNKI POLSKI

1. Zniszczenie

Oczywiście wszystkie te objawy w spotęgowanym stopniu miały miejsce w Polsce, która przecież była bezpośrednim terenem wojny. Żaden kraj nie został wskutek wojny tak zniszczony jak Polska. Przeszło ćwierć miliona budowli leży w gruzach lub zupełnie nie istnieje. (…) Śmiało można przyjąć, że zużyto, zabrano, zniszczono lub wywieziono z Polski przeszło milion ładunków wagonowych bydła, maszyn, surowców i towarów wszelkiego rodzaju, oprócz olbrzymiej ilości zboża, drzewa i produkcji górniczej. Jasną jest rzeczą, że wskutek tego zniszczono na długi czas przemysł, zrujnowano poważnie rolnictwo. Bezrobocie i głód są u nas tedy nie chwilowym, ale długotrwałym, a więc bez porównania groźniejszym zjawiskiem niż w innych krajach Europy. (…)

2. Brak rządu

Ale rabunki i zniszczenie wojenne to dopiero jedna część obrazu. Najistotniejszą przyczyną, wytwarzającą w Polsce stosunki nie dające się porównać z warunkami życia publicznego w żadnym innym kraju, niepodobne do stosunków w Czechach, na Węgrzech, Rosji, Ukrainie czy Finlandii, to fakt tworzenia państwa z siedmiu części, z których każda przed wojną, lub w czasie wojny znajdowała się w zupełnie różnych warunkach. W połowie listopada składało się państwo polskie z dwóch okupacji, z Galicji i Śląska. Do dzisiaj to jest do końca lipca 1919 roku przybyło Poznańskie, przybyła reszta Królestwa (Ober-Ost) i Białostockie. Każda z tych części rządziła się, a właściwie była rządzona, innymi prawami, administracja każdej części budowaną była wedle innych zasad. Wojna zniszczyła cały aparat rządowy w byłym Królestwie Polskim, w ziemiach na wschód od Królestwa, w Białostockiem i Bielskiem tak doszczętnie, że chyba może za jakich dziesięć lat zdołamy nowy wytworzyć. Aparat rządowy w Galicji i na Śląsku został silnie nadwerężony przez stan, który się tam wytworzył, a który opisaliśmy powyżej.

Jednym słowem Polska nie posiada gotowej maszynerii państwowej. Kto podejmuje się prowadzenia rządów, podejmuje się zadania tworzenia administracji politycznej, skarbowej, kolejowej, pocztowej, sanitarnej, drogowej; podejmuje się organizacji szkół, sądów, opieki społecznej, aprowizacji; podejmuje się wprowadzenia zarządu państwowego do górnictwa, uruchomienia przemysłu, rozpoczęcia robót publicznych etc. (…)

3. Skarb

Oprócz maszyny państwowej posiada rząd każdego państwa dwie potężne siły, dające mu władzę: skarb i wojsko. Obu tych sił państwo polskie w połowie listopada 1918 nie posiadało, a skarbu do dziś nie posiada. Polska nie posiada dotąd tak nieodzownej instytucji, jak własna mennica, inaczej mówiąc, drukarnia pieniędzy. Mennica tym pilniej jest potrzebną, że na terenie ziem polskich kursuje osiem rodzaji pieniędzy, ułatwiając przez to niesłychanie wzrost lichwy i paskarstwa, uprawianego przez złodziei wszelkiego rodzaju i stanu na ludności. Wskutek braku własnych pieniędzy, zapanowała niepewność w życiu gospodarczym naszego narodu. Fabrykanci, przemysłowcy, kupcy, kapitaliści czekają na utrwalenie się stosunków ekonomicznych, a w pierwszym rzędzie na ustalenie się pieniądza. Wskutek tego zanikła inicjatywa prywatna, nie ruszył się przemysł ani ruch budowlany, akcja uruchomienia fabryk napotyka na nieprzezwyciężone trudności. (…) Gdyby rząd posiadał nawet potrzebne miliardy do uruchomienia przemysłu, górnictwa i hutnictwa, to i tak nie dałby rady bez pomocy zagranicy, skąd koniecznie trzeba sprowadzić maszyny, surowce i półfabrykaty.

Przecież milion wagonów towarów i inwentarza zabrała nam wojna, a takiej ilości nie zabiera się z kraju bez ciężkich następstw. Bez zwrócenia przemysłowi i rolnictwu bodaj części tej darcizny wojennej niepodobna marzyć o ustaleniu się nowych, czy zresztą jakichkolwiek, form i norm życia gospodarczego państwa. Oprócz towaru ogołocono kraj z gotówki. Rosja, ewakuując Królestwo, wywiozła wszystkie banki, w których przemysł lokował kapitały lub z których czerpał kredyt. Niemcy i Austriacy pod różnymi pozorami wyduszali z kraju gotówkę, pieniądze metalowe, zasypując nas w zamian bezwartościowymi lub małowartościowymi papierkami. Chcąc napełnić skarb, czy to za pomocą podatków, daniny od majątku, konfiskaty zysków wojennych, czy to w drodze pożyczki dobrowolnej lub przymusowej, czy to w drodze wymiany pieniędzy, będących w obiegu, na nowy polski pieniądz, potrzebny jest aparat skarbowy, choć jako tako działający. Takiego aparatu nie posiadaliśmy w połowie listopada i nie posiadamy po dziś dzień, i prędko nie zbudujemy. Bez własnej waluty i bez aparatu skarbowego nie da się przeprowadzić ujednostajnienie administracji w różnych dzielnicach państwa. Jest to pierwszy warunek zjednoczenia Polski.

Nie można myśleć o uregulowaniu budżetu, o utworzeniu systemu podatkowego, o ujednostajnieniu płac, o zwalczaniu lichwy i paskarstwa, o udogodnieniach w ruchu kolejowym i pocztowym, dopóki u nas w obiegu i korony, i trzy gatunki marek, i dwa gatunki rubli, i karbowańce, i hrywny, i kaci wiedzą, jakie jeszcze rodzaje rubli oberostowych czy koron cieszyńskich.

4. Wojsko

Również ujednostajnienia wymaga wojsko. Składa się z dziewięciu czy dziesięciu pierwiastków, z których jedna część walczyła przeciw drugiej w ciągu wojny światowej, bądź to z orężem w ręku, bądź to politycznie. Tego przeciwieństwa orężnego czy ideowego nie łatwo zapomnąć. Potrzeba dużo czasu, dużo dobrej woli i instynktu państwowego, zanim z tych pierwiastków wytworzy się jednolita siła zbrojna. W połowie listopada 1918 siły polskie były bardzo szczupłe. (…)

… Razem siła zbrojna Polski nie przekraczała cyfry 25 000 ludzi. Cyfra absolutnie za mała - nie mówię już o obronie granic - ale za mała dla pilnowania magazynów, obiektów wojskowych, broni, rynsztunku i sprzętu wojennego odebranego okupantowi. Wskutek tak małej ilości wojska rozgrabiła ludność magazyny, ba! niszczyła koszary, wydzierając okna, drzwi, a posiadając broń odebraną okupantom, groźną była dla tych magazynów i budynków wojskowych, które udało się dotąd ocalić przed grabieżą. (…)

5. Aprowizacja

Z żywnością nie było najgorzej w połowie listopada 1918 roku. Wprawdzie okupanci zdołali po żniwach wywieźć do siebie bardzo dużo, bo około 12 000 wagonów zboża, nie udało im się jednak zabrać całej tej części zbiorów, którą na rekwizycję czyli rabunek wyznaczyli. Jasnym wprawdzie było, że zapasów własnych nie wystarczy do nowych zbiorów, licząc się jednak z możliwością dowozu i kupna zboża w Ameryce można było mieć nadzieję uchronienia ludności od śmierci głodowej na przednówku. Nie byłoby żadnych trudności z wyżywieniem miast do połowy, a może i do końca maja, gdyby transporty dochodziły do miejsca przeznaczenia. Tymczasem droga, którą zboże musiało przechodzić ze wsi do miasta, najeżona była zbyt wielką liczbą rogatek. Pierwszą rogatkę stawiała służba folwarczna. (…) Dopiero gdy po szczęśliwym przebyciu tych wszystkich Scylli, Charybd i Nienasytców ładunek zboża lub kartofli znalazł się w wagonach kolejowych, a wysyłający, pokonawszy szczęśliwie brak wagonów, ruszał z uczuciem ulgi i tryumfu w drogę ku Warszawie lub Zagłębiu, napotykał w sąsiednim powiecie lub nawet w sąsiedniej stacji na te same rogatki, pomnożone jeszcze o miejscowe dowództwo wojskowe, które najspokojniej w świecie rekwirowało rządową żywność, przeznaczoną dla miast, ba! nawet dla innych oddziałów wojskowych. Niepewność transportu niesłychanie utrudniała aprowizację, a podsycała paskarstwo. (…) Zarówno pokątna sprzedaż zboża, jak i nagły przyrost ludności miejskiej budził wątpliwości w możliwość wyżywienia do kwietnia, a bodaj do marca 1919. Zwłaszcza, że przemycanie zboża za granicę kwitło w najlepsze, zarówno na wschodzie, jak na zachodzie i północy. Im kto głośniej krzyczał „Bóg i Ojczyzna", tym śmielej sprzedawał Niemcom zboże.

6. Bolszewicy lewicowi a powrót ludności

Oto nieudolnym piórem w przybliżeniu naszkicowany obraz stosunków ekonomicznych i społecznych. Na tym tle zrozumiemy walkę stronnictw politycznych i trudności, na jakie nowy rząd napotkał.

Walka rewolucyjna toczona w Niemczech oddziaływała, rzecz naturalna, na umysły w Polsce. Socjalna Demokracja Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL) wraz z PPS-Lewicą, częścią Bundu i odpryskami Poalej Syjonu zlały się w jedną partię komunistów [Komunistyczna Partia Robotnicza Polski powstała w grudniu 1918 roku]. Dążąc do przewrotu dla urzeczywistnienia dyktatury proletariatu przy pomocy sowietów, rzuciły się z całą wściekłością na rząd ludowy. (…) Słabą stroną taktyki komunistów były okoliczności opisane powyżej. Brak przemysłu, zależność od zagranicy, o ile chodziło o uruchomienie przemysłu i o możność wyżywienia się, stwarzały jeden hamulec w dążności do dyktatury proletariatu. Przewrót dokonany w Polsce uniemożliwi sprowadzanie towarów z zagranicy. Zagranica nie będzie chciała, a w razie przewrotu za granicą nie będzie mogła dopomóc Polsce. Z tego robotnicy zdają sobie sami dobrze sprawę. Drugim jest nieistnienie aparatu państwowego w Polsce. Każda rewolucja stara się opanować istniejące instytucje państwowe, a więc przede wszystkim administrację, skarb i wojsko, aby posiąść władzę i przebudowywać ustrój państwowy i społeczny. Ale niepodobna zdobywać coś, czego nie ma, co dopiero się tworzy. A że nad tworzeniem pracuje rząd, w którym zasiadają przedstawiciele klasowo uświadomionego proletariatu miejskiego i wiejskiego, więc niepodobna było komunistom rozpętać żywiołowego ruchu robotniczego przeciw rządowi chłopsko-robotniczemu. (…) Usiłowania komunistów i endeków, skierowane ku obaleniu rządu, uzupełniały się wzajemnie. Czy istniało pomiędzy nimi świadome porozumienie, przyszłość okaże. (…)

7. Bolszewicy prawicowi

Nie uważają komunistów za groźnych przeciwników, pewni, że grając na nucie antysemickiej, zawsze ich pobiją. O wiele groźniejszymi przeciwnikami endeków są pepesowcy i wyzwoleńcy. Z tymi toczona walka w środowisku robotników i chłopów jest beznadziejną. Endecy mogą chwilowo obałamucić masy, mogą chwilowo nawet przy ich pomocy odnosić sukcesa, ale przy ustalaniu nowego porządku społecznego przegrają na całej linii. Ich program społeczny brzmi: „żadnych zmian!". Wszystko ma zostać, jak było, póki się Polska nie utrwali, to jest przez jakich dwadzieścia do trzydziestu lat. Dopiero potem, kiedyś, może, coś, gdzieś, ostrożnie, bez wstrząśnień, na opak, po omacku, z daleka. Manifest rządu lubelskiego, zapowiadający demokratyzację, zasadnicze reformy społeczne, rozpoczynający śmiało politykę oparcia Polski o polski lud, był dla endeków ciosem w samo serce. Społeczeństwo kołtunów i filistrów zatrzęsło się z wściekłości. A tym bardziej, gdy przerażona socjeta endecka ujrzała, że nowy rząd jest dalszym ciągiem rządu lubelskiego. Za wszelką cenę należy go obalić. Należy nie dopuścić do utworzenia sejmu demokratycznego, należy nie dopuścić kobiet do głosowania, należy nie dopuścić, aby ośmiogodzinny dzień roboczy stał się prawem. Reforma agrarna, wywłaszczająca magnatów i szlachtę, walka z paskarstwem i lichwą, kontrola robotników nad zyskami przedsiębiorców, podatek od majątku, a może milicja ludowa lub szkoła świecka, oto widma niedające spokoju przywódcom endeckim. Więc rozwijają sztandar z napisem „Bóg i Ojczyzna", tak jakby Bóg potrzebował ich obrony, a ojczyźnie na coś się mogli przydać. Cały aparat prasowy puszczono w ruch. Szlachta ziemska, przemysłowcy, kapitaliści opodatkowali się nawet wysoko, by tylko zwalić nowy gabinet. Odmówić mu podatków, nie płacić pożyczki, uniemożliwić tworzenie wojska, sabotować w urzędach, zabić, powiesić, poćwiartować. Ucierpi na tym Polska i tylko Polska? A niechaj! Lepiej niech Polski nie będzie, jeżeli ma być demokratyczna! Wszystko albo nic. Oto linia wytyczna polityki endeckiej. Sąd surowy, ale prawdziwy.
ZWOŁANIE KONSTYTUANTY

Rząd zdawał sobie jasno sprawę z ciężkiego położenia, w jakim znalazło się tworzące się państwo. Sądził, że jedynym kitem, łączącym silniej niż cokolwiek innego dzielnice i ludzi, może być tylko wszechdzielnicowy sejm. Sejm, wybrany w możliwie najbardziej demokratyczny sposób, odzwierciedlający prądy i układ sił walczących ze sobą o władzę klas społecznych, wyłoni ze siebie rząd i nada państwu konstytucję. Rząd uważał siebie za władzę tymczasową, powołaną przede wszystkim do zwołania sejmu. Tedy pierwsze posiedzenie rady ministrów w dniu 18 listopada zaczęto od obrad nad ordynacją wyborczą do sejmu; uchwalono wziąć za podstawę obrad projekt ordynacji wyborczej opracowany przez biuro pracy społecznej. Okazało się bowiem, że ani rząd Kucharzewskiego, ani narodowo-demokratyczny gabinet Świeżyńskiego nie poczynili żadnych prac przygotowawczych do prawidłowego zwołania sejmu. A przecież Świeżyński miał na to czternaście dni czasu!

W ciągu pięciu dni ordynacja sejmowa była gotową. Nadano w niej prawo wyboru i wybieralności wszystkim obywatelom bez różnicy płci, którzy ukończyli 21 rok życia. Po raz pierwszy uznano w Polsce kobietę za równouprawnioną z mężczyzną. Nadanie praw obywatelskich kobietom postawiło Polskę w rzędzie narodów nowoczesnych i wyrównało wielowiekową krzywdę, wyrządzaną połowie narodu polskiego. Ustawa postanawia, że głosowanie jest tajne, równe, powszechne, bezpośrednie i proporcjonalne. (…)
MANIFEST RZĄDU

Obrady nad ordynacją wyborczą nie wypełniły jednakże w całości pierwszych posiedzeń Rady Ministrów. Ułożono programowy manifest do narodu polskiego. Manifest podajemy na końcu w całej rozciągłości, tak jak został w dniu 20 listopada plakatami ogłoszony. Tu poprzestajemy na stwierdzeniu, że rząd, uważając się za spadkobiercę rządu lubelskiego, zatrzymał w swym programie wszystkie zasadnicze punkta manifestu lubelskiego, opuszczając oczywiście te części programu, które już zostały spełnione, mianowicie wyrzucenie okupantów, podkreślając te momenta, które w międzyczasie nabrały większego znaczenia wskutek rozszerzenia władzy rządu. (…)

… Manifest rządu ludowego wywołał oburzenie, niechęć, nienawiść klas posiadających. Ale powitały go z zapałem milionowe rzesze pracujące, które nie pozwoliły i nie pozwolą na to, aby Polska była ostoją reakcji, aby stała się łupem warstw uprzywilejowanych. Łączy ze sobą ściśle sprawę niepodległości ze sprawą wyzwolenia ludu pracującego. W wysiłku podziemnym, w niesłychanym trudzie i męce walczyło całe pokolenie ludu roboczego o ten cel, o niepodległą republikę demokratyczną, służącą interesom mas ludu roboczego. (…)

… Manifest rządu ludowego nie obiecuje utopii. Daje program wykonalny. Ziemia dla ludu pracującego, pod kontrolą państwa, do czego konieczne jest wywłaszczenie obszarników. Stopniowe uspołecznienie przemysłu i górnictwa, przede wszystkim w tych gałęziach pracy, od których zależy całe życie gospodarcze i gdzie da się to technicznie szybko wykonać. Ośmiogodzinny dzień roboczy. Ochrona pracy.

Społeczny program manifestu wiąże się ściśle z politycznym. W szerokich rzutach kreśli zasady ludowładztwa. Zapowiada zwołanie konstytuanty, dając przez to możność ludowi wykazania swej dojrzałości politycznej i społecznej w walce wyborczej. Domaga się od ludu, aby przez wybór takich posłów, którzy będą jego interesów bronili i jego wolę wyrażali, oparł swe wyzwolenie na trwałej podstawie.

Mówi wreszcie o zadaniach narodowych: o zjednoczeniu ziem polskich, o tej trudnej pracy połączenia w jedno rozdartej Polski. Manifest ożywiony jest duchem szlachetnego patriotyzmu, tego patriotyzmu, który kroczy w parze z wolnością, a do innych narodów zwraca się nie ze słowami groźby i nienawiści, lecz z wezwaniem do porozumienia się, do współdziałania.
ENDECJA WYPOWIADA WOJNĘ RZĄDOWI

Zanim jeszcze rząd uchwalił manifest, zanim zdołał przedsięwziąć jakiekolwiek kroki uderzyła na niego z kopyta z całą furią endecja. Dowództwo pierwszego ataku objął poseł do parlamentu berlińskiego, pan Wojciech Korfanty. Wybrany ongiś posłem przez górników górnośląskich w walce przeciw zniemczałemu śląskiemu duchowieństwu katolickiemu, przeciw centrowcom, przeciw woli Napieralskich i jemu podobnych odszczepieńców górnośląskich, pokumał się w szybkim czasie z tymiż Napieralskimi i centrowcami. (…)

Jeszcze tedy rząd nie powstał, a już endecy na swych wiecach robili, przy pomocy demagoga Korfantego, nastrój przeciw rządowi. 18 listopada ogłoszono nowy gabinet, a 19 listopada demonstrowali endecy wraz z chadekami (chrześcijańsko-demokratyczna partia, zbudowana na obraz i podobieństwo wiedeńskich chrześcijańsko-socjalnych) przed pałacem Kronenberga, gdzie chwilowo mieściły się biura prezydenta ministrów. (…)

… Hasło sabotażu padło na bardzo podatny grunt. Od stu lat nie miała Polska własnego rządu. Każda dzielnica, wcielona w organizm cudzego państwa, miała rząd, który był czymś obcym narodowi, czymś co powstaje, działa i ustępuje poza narodem. Ma jakieś przez kogoś składane fundusze: skarb państwa; obowiązkiem polityków jest prowadzić politykę tak, aby naród jak najwięcej ze skarbu państwa czerpał, a jak najmniej doń wkładał. Ustawy i rozporządzenia powstały z obcego nam ducha, cnotą obywatelską jest niestosować się do nich, obchodzić przepisy i rozporządzenia wykonawcze. Każdy rząd to wróg narodu, ugodowcem jest, kto temu rządowi z własnej ochoty pomaga. (…)

… I naraz, bez żadnych pośrednich przejść, przypada nam w udziale niepodległość, a więc własny rząd. Trzeba dopiero budzić, wychowywać w narodzie instynkta państwowotwórcze, bo instynkta anarchistyczne tkwią w każdym Polaku. Sto pięćdziesiąt ostatnich lat istnienia Rzeczypospolitej Polskiej były kiełkowaniem, a sto dwadzieścia lat niewoli rozrostem anarchii w Polsce. Każdy prawie mieszkaniec Polski jest anarchistą, jest przeciwnikiem każdego rządu, jakim by on nie bądź był, a więc i polskiego. Skutki niewoli. Kto w Polsce dzisiaj z anarchii robi cnotę obywatelską, jest wrogiem niepodległości, działa w myśl intencji Niemców lub Rosjan i przygotowuje dla nich grunt. Nie wynika z tego konieczność popierania każdego polskiego rządu. Zły, nieudolny, niesprawiedliwy rząd należy zwalczać, ale w walce zachować taką miarę i używać takiej broni, która by nie godziła w samo państwo, w jego podwaliny. (…)

Chyba dość podaliśmy przykładów sabotażu i metod walki, stosowanej przez zacietrzewioną partię, która rości sobie pretensję do monopolu na patriotyzm i z tego tytułu uważa siebie za jedynie uprawnioną do sprawowania rządów w Polsce, a nie zdając sobie sprawy z prądów społecznych, przenikających cały świat i przemieniających Polskę, nie ma najmniejszych do tego warunków. Sztab endecki wyemigrował w połowie 1915 roku z kraju i osiadł ostatecznie w Paryżu. Dmowski stamtąd kieruje polityką endecji. Kto przeżył w kraju te wszystkie przewroty, które dokonały się w ciągu ostatnich czterech lat w mózgach chłopa, robotnika, inteligenta czy mieszczanina, ten odmówi wszystkim emigrantom prawa mówienia i decydowania o losach dzisiejszej Polski.
DEKRET O NAJWYŻSZEJ WŁADZY

Rząd zabrał się z całą energią do pracy. Z energią i trudną do uwierzenia pracowitością. (…)
… Jedną z pierwszych konieczności było utworzenie jakiejkolwiek ściśle określonej kontroli nad rządem. Wyłoniła się potrzeba ustalenia ustroju rządu. Dekret o najwyższej władzy (z 21 listopada) postanawia:

Naczelnik państwa [Potoczna nazwa urzędu, powszechnie wówczas stosowana, dla ukrycia stanu tymczasowości - Naczelnikiem państwa Piłsudski został dopiero 20 lutego 1919 roku, na mocy uchwały sejmu ustawodawczego, z czasem zwanej Małą Konstytucją ] Piłsudski obejmuje aż do zwołania sejmu ustawodawczego, najwyższą władzę i mianuje rząd odpowiedzialny przed nim. Zatwierdza ustawodawcze projekta Rady Ministrów. Akta rządowe kontrasygnuje prezydent ministrów, dekreta także właściwy minister. Sądy wydają wyroki w imieniu Republiki Polskiej. Urzędnicy składają przysięgę wedle roty ułożonej przez Radę Ministrów. Wyższych urzędników mianuje naczelnik państwa na wniosek prezydenta ministrów i właściwego ministra. Naczelnik państwa zatwierdza budżet.
DEKRET O OŚMIOGODZINNYM DNIU PRACY

W myśl swego manifestu ustalił rząd maksymalny dzień roboczy i minimalną płacę.

Dekret z 23 listopada postanawia, że praca we wszystkich zakładach przemysłowych, górniczych, hutniczych, rzemieślniczych, przy komunikacjach lądowych i wodnych oraz w przedsiębiorstwach handlowych trwać ma bez wliczenia przerw odpoczynkowych najwyżej osiem godzin na dobę, zaś w dni sobotnie sześć, względnie czterdzieści sześć godzin tygodniowo. Wprowadzenie w życie dekretu nie może za sobą pociągać obniżenia płac. Nadliczbowe godziny muszą być osobno wynagradzane, przy czym odnośną umowę zatwierdza inspektor pracy. (…)

… Jak doniosłymi były te dekreta, nie potrzeba chyba dowodzić tym, którzy całe życie toczyli walkę o ośmiogodzinny dzień roboczy i ustawę o minimum płacy. Dość powiedzieć, że robotnicy francuscy, amerykańscy i angielscy do dziś dnia walczą o uzyskanie reform przez tę ustawę przyznanych. Łatwo zrozumieć wściekłość obrońców kapitalizmu z powodu tych dekretów. Aż nadto dobrze zdają sobie z tego sprawę, że żaden, reakcyjny nawet sejm - a taki niestety z wyborów wyszedł - nie będzie mógł tych dekretów cofnąć. (…)
TWORZENIE SIŁY ZBROJNEJ

Ze wszystkich stron groziły młodemu państwu, rozdzieranemu wewnętrznymi walkami, poważne niebezpieczeństwa. (…)

Wyjściem z tej trudnej pozycji było jak najszybsze sformowanie armii. Silna Polska odbierze sąsiadom ochotę do napaści. Stara prawda: chcesz mieć pokój, gotuj wojsko. Utworzenie siły zbrojnej było jedynym sposobem uniknięcia wojny.

Jak tworzyć armię? Zarządzić pobór czy wezwać ochotników? Pobór był w listopadzie niemożliwym. (…)Jedynym wybrnięciem z tego dylematu było tworzenie armii z wyćwiczonych ochotników, która stanie się później kadrową dla rekruta z poboru.

Tę drogę obrał wódz sił zbrojnych Piłsudski. Na ten moment tworzył przecież POW (Polską Organizację Wojskową). Jako jej komendant wydał tedy w końcu listopada zeszłego roku [1918 roku] rozkaz mobilizacyjny dla POW. Rezultat był nadzwyczajny. Do końca grudnia stanęło w szeregach 55 000 peowiaków, gotowych żołnierzy, ale nie zmęczonych wojną, przepojonych ideologią niepodległej Polski ludowej. Ci, wraz z istniejącym już wojskiem, pomnażającym się napływającymi legionistami i ochotnikami spośród żołnierzy Polaków armii państw zaborczych, utworzyli w końcu grudnia siłę liczącą przeszło 90 000 kadrowego wojska. Dopiero teraz można było zarządzić pobór. Rząd rozpoczął go, powołując cztery świeże roczniki z Galicji w połowie grudnia, a dekretem z pierwszych dni stycznia jeden rocznik, na razie z dwunastu zachodnich powiatów byłego Królestwa. (…)
WALKA NA DWA FRONTY

Przeciwnicy nie próżnowali. Prasa endecka i komunistyczna biły dzień w dzień w rząd. Komuniści atakowali „pryncypialnie", to jest z zasadniczych powodów. Ale endecy nie śmieli poruszyć żadnych zasadniczych spraw. Czepiali się tedy błahych pozorów i wyolbrzymiali je do niemożliwości. (…)
POLITYKA WITOSOWCÓW I POZNANCZYKÓW

Do ataku na rząd przyłączył się ówczesny sojusznik endeków Witos. Wprawdzie brał udział w naradach 16 i 17 listopada, poprzedzających utworzenie gabinetu. Nawet przemawiał bardzo radykalnie, krytykując taktykę polityków poznańskich i nagląc do nie oglądania się na nich. Jeszcze brał udział w dwóch pierwszych posiedzeniach Rady Ministrów. Dłużej nie wytrzymał. Wywrócił swego zwykłego koziołka, podobnie jak w rządzie lubelskim przed dwoma tygodniami. Niezdolny do prowadzenia energicznej polityki w walce z prawicą, jak ślimak zwijał swe różki i chował się w skorupę w miarę rozwijania się frontu endeckiego. Oświadczywszy, że musi się liczyć ze zdaniem Rady Naczelnej PSL, zwołanej na 1 grudnia do Tarnowa, wyjechał z Warszawy. Wprawdzie Rada Naczelna oświadczyła się za utrzymaniem obecnego rządu, lecz zażądała rekonstrukcji gabinetu …, czyli innymi słowy mówiąc zostawiła wolną rękę Witosowi wstąpienia lub niewstąpienia do gabinetu. Skorzystał z tego Witos. Wycofał się z rządu i odciągnął z niego Wojdę (Narodowe Zjednoczenie Ludowe) w pierwszej połowie grudnia. Niewątpliwie osłabiło to na zewnątrz gabinet bardziej niż cały wrzask endecki, zespoliło go za to silniej wewnątrz.

Również niepomyślnie dla rządu, co było łatwym do przewidzenia, zakończyło się zebranie Rady Ludowej obradującej w Poznaniu od 3 grudnia, na której rej wodzili i ton nadawali Korfanty z Trąmpczyńskim [3-5 grudnia 1918 roku w Poznaniu obradował Polski Sejm Dzielnicowy]. Ferment, wytwarzający się w Poznańskiem przeciw polityce endeckiej, był za świeży i wyrażał się na razie w bardzo nieśmiałych głosach krytyki. W zasadniczych głosowaniach okazała się prawie jednomyślność. Wyraźnie zarysowała się dążność polityków endeckich do usamodzielnienia czy wyodrębnienia poznańskiego z Polski. Grała tu pierwszorzędną rolę niepomierna ambicja polityków poznańskich. (…)
PRÓBY ZAMACHÓW NA RZĄD

Organizacje endeckie korzystały z każdej okazji, aby urządzić głupią awanturę.

Po szeregu wieczornych obchodów rocznicy powstania listopadowego w licznych lokalach w rodzaju: Rozwoju, Związku Rzemieślników Chrześcijan, Stowarzyszenia Sług Chrześcijańskich p. w. Świętej Kingi itd. itd. zebrał się w nocy 29 listopada na placu Saskim tłum liczący około 1 000 głów, który z białoczerwonymi chorągwiami i z okrzykami: „precz z Moraczewskim!", „niech żyje Korfanty!" udał się o pierwszej w nocy pod nową siedzibę rządu w byłym Pałacu Namiestnikowskim. (…)

Ale to była tylko przygrywka. Policja donosiła rządowi o gotującym się zamachu w większym rozmiarze. Oficerowie z korpusu Dowbora-Muśnickiego, związani przysięgą w Bobrujsku do ślepego posłuszeństwa wobec tego ambitnego generała, utworzyli spisek dla obalenia naczelnika Piłsudskiego i rządu, celem ujęcia władzy nad wojskiem w swoje ręce, a oddania rządu cywilnego endekom. Rząd poinformowany o każdym kroku i wszystkich nazwiskach spiskowców, między którymi były nazwiska zasłużonych później generałów, nie chciał wywoływać skandalu i osłabiać pozycji Polski wobec zagranicy przez ujawnienie spisku… Odebrana w międzyczasie przysięga od wojska i spokojny, a nawet entuzjastyczny przebieg uroczystości składania przysięgi, zmroził spiskowców. Dzięki temu i dzięki zimnej krwi rządu rozwiał się cały zamiar i nie doszło do bratobójczej walki ani do naturalnego jej wyniku, to jest do osłabienia stanowiska Polski w Europie. (…)
MANIFESTACJE ZA RZĄDEM

Odpowiedzią na te zamachy były manifestacje ludowe. Olbrzymie wiece i pochody, urządzane po miastach i wsiach w dniach 24 listopada, 8 i 9 grudnia i później, uchwały rad miejskich Krakowa i Lwowa, stanowisko Śląska [Śląska Cieszyńskiego, wcześniej wchodzącego w skład Austrii], uchwały rad delegatów, wiece, zjazdy i konferencje robotników państwowych, przemysłowych, górników, rolnych wypowiadały się za polityką rządu. Zjazd PPS w dniu 8 grudnia, wielki zjazd ludowców („Wyzwolenie"), gromadzący 10 000 uczestników z całej Polski w Warszawie, dodawał rządowi otuchy i zachęty do wytrwania na obranej drodze. (…)

… Adresa i uchwały zebrań chłopskich nie pozwalały wątpić o nastroju wsi. Stronnictwo ludowe wyrastało ze skromnych początków do znaczenia pierwszorzędnego czynnika wśród chłopów. Polityka Witosa wywoływała reakcję przeciw niemu na wsi w Galicji. Rósł wskutek tego radykalny pień stronnictwa ludowego pod wodzą Stapińskiego.

Agitacja komunistów wywoływała również objawy przeciwne ich zamierzeniom. Część PPS-Lewicy, grupująca się wokoło Szczepkowskiego, najzdolniejszego jej organizatora i doskonałego znawcy stosunków robotniczych obwodu łódzkiego, niezadowolona z wyrzeczenia się swego programu i zlania z SDKPiL, połączyła się z PPS. Również część SDKPiL, grupująca się w Poznańskiem, zaniechała kilkudziesięcioletniej walki z PPS i zbliżyła się znacznie pod wodzą Matuszewskiego do tej ostatniej.
A wreszcie nastrój i usposobienie wojska! Nigdzie w dziejach nie znajdziemy przykładu zwycięskiej rewolucji urządzonej przez ludność, o ile nie miała po swej stronie wojska. Przyłączenie się bowiem wojska do ruchu jest świadectwem, że cały lud, z którego wojsko się tworzy, dojrzał do rewolucji.(…) Wojsko było przeciw zamachowcom, i przeciw spiskowcom, i przeciw rewolucji. Żołnierz zgodnie z wolą olbrzymiej, przeważającej części ludu, chce Polski niepodległej, zjednoczonej, ludowej. Nie chce powrotu stosunków reakcyjnych. Program rządu, zapowiadający reformy społeczne na wsi i w mieście, demokratyczną konstytucję usuwającą przywileje, odpowiada woli ojców, braci, matek i żon żołnierzy, a więc i wojsku. (…)
PRACE RZĄDU

Dnia 28 listopada wydaje rząd dekret o utworzeniu rad gminnych w Królestwie. Wprowadził prawo wyborcze na wzór sejmowego, ograniczone jedynie półroczną osiadłością. Wydał dekret o walce z paskarstwem, zapowiadając najostrzejsze kary na dopuszczających się zbrodni spekulacji środkami pierwszej potrzeby. Wymierzanie kary zarządzono przy pomocy procedury skróconej na wzór sądów wojennych. Celem dopilnowania i wykonania tego dekretu powołał do życia osobny urząd do walki z lichwą i paskarstwem, który z wielką energią zabrał się do pracy we wszystkich miastach Królestwa. (…)

… Wprowadził w Królestwie nieznaną dotąd instytucję przymusowego ubezpieczenia robotników na wypadek choroby przez wydanie obszernej ustawy o kasach chorych. Ujednostajnił przez to zarazem tę instytucję w całej Polsce i postawił ją na wyżynie nowoczesnej, usuwając z niej wszystkie przestarzałe i krępujące jej rozwój postanowienia ustawy austriackiej i niemieckiej. (…)

… Tworzenie wojska, obrona granic, rokowania z zagranicą, jednoczenie Polski, setki spraw bieżących załatwiali wśród największego wysiłku, harując od świtu w noc głęboką, jak nikt w Polsce, walcząc z uporem, zawziętością i zaparciem się siebie. Czy było w ludzkiej mocy zrobić więcej i lepiej w ciągu dwóch niespełna miesięcy, stojąc na pikiecie, ostrzeliwanej krzyżowym ogniem skrajnej lewicy i skrajnej prawicy? Historia odpowie i osądzi. (…)
POGŁOSKI O REKONSTRUKCJI GABINETU

Ale wracam do przerwanego wątku opowieści o przebiegu wypadków. Uchwały PSL (witosowców), zjazdu poznańskiego i przyjazd Stanisława Grabskiego z Paryża ożywiły nadzieje endeków. Zdawało się im, że te zdarzenia skłonią osłabiony dotychczasową walką rząd do ustąpienia, a przynajmniej do utworzenia gabinetu koalicyjnego. (…)

… Wprawdzie pogłoski o zbliżającej się rekonstrukcji nie ustawały ani na chwilę. Endekom rozchodziło się o ciągłe podtrzymywanie wrażenia, że rząd lada chwilę ustąpi; głównie dlatego, aby wzmocnić stanowisko Dmowskiego w Paryżu. Zagranica, informowana zupełnie fałszywie przez Komitet Narodowy, uważała rząd ludowy za przyjaciół bolszewizmu. Liczyła, polegając na tych informacjach, że rewolucja białych lada chwilę zmiecie go z powierzchni ziemi. A tymczasem rząd nie ustępował, radził sobie jak mógł, wyrzucił Ukraińców ze Lwowa, oczyścił od Niemców wschodnią granicę Królestwa, nie przepuścił przez Polskę wojsk niemieckich, budził respekt u Czechów i Niemców. Więc Dmowski mówi nieprawdę? Zaczęły się zjawiać misje zagraniczne w Polsce. Pod różnymi pretekstami. (…)
STOSUNKI Z ZAGRANICĄ

Zaroiło się w Polsce od misji. Przyjechała wojskowa, przyjechała aprowizacyjna. Francuska, amerykańska, angielska. Na iskrowe depesze, puszczone w świat, zawiadamiające o utworzeniu się rządu w Polsce, zaczęły nadchodzić odpowiedzi państw neutralnych, odpowiedzi uznające rząd. Zaczęli się zjeżdżać konsulowie do Warszawy. Wracający z Polski Francuzi, Amerykanie, Anglicy przywozili informacje, sprzeczne z wiadomościami, szerzonymi przez Komitet Narodowy. W Polsce jest ład i porządek. Rząd jest chłopsko-robotniczy, ale nie bolszewicki. Rozpisał wybory do sejmu, i sejm zbierze się z początkiem lutego. Kraj jest wyniszczony i wygłodzony, ale przez wojnę, ale przez Niemców. Amerykanie zawarli umowę o dostawę żywności, wprawdzie z wielkimi ostrożnościami i zastrzeżeniami, ale zawarli. (…)

… A jednak zagranica zaczęła się na dobre wahać. Niewyraźna polityka rządu francuskiego wobec Polski wywołała niezadowolenie parlamentu. Clemenceau i Pichon musieli się wypierać i wycofywać ze zbyt ścisłego związania się z Dmowskim. Anglicy całkiem niedwuznacznie dawali do zrozumienia rządowi polskiemu, że tylko wzgląd na sojusz z Francją, wzgląd na zbliżający się kongres pokojowy wstrzymuje ich od formalnego uznania rządu ludowego. Równocześnie jednak zachęcali go do wytrwania. (…)
...
WYZWOLENIE POZNAŃSKIEGO

Po świętach Bożego Narodzenia przyjechał do Poznania owacyjnie witany Ignacy Paderewski. Jechał pod osłoną dyplomatów francuskich. W piątek, 27 grudnia przed południem, odbyła się manifestacja na cześć Paderewskiego, po południu urządzili Niemcy kontrdemonstrację. Przybyły do Poznania tego dnia rano niemiecki Pułk Gwardii nr 6 wyszedł o 4 po południu z koszar; do niego przyłączyli się po drodze inni żołnierze i osoby cywilne. Gdy żołnierze zdarli chorągwie francuskie i amerykańskie z gmachu Naczelnej Rady Ludowej, rozpoczęła się walka. Wzięła w niej udział cała ludność polska wraz z siłą zbrojną, wysłaną przez miasta okoliczne Swarędź [Swarzędz] i Środę … Po rozbrojeniu 6 Pułku Gwardii w dniu 29 grudnia znalazł się cały Poznań w rękach polskich.

Ruch samorzutnie przerzucił się na prowincję. Cała linia kolejowa z Poznania do Kalisza znalazła się 28 grudnia w rękach polskich. Jedynie garnizon w Ostrowiu stawiał zbrojny opór. Walka trwała przez noc z 29 na 30 grudnia i zakończyła się rozbrojeniem Niemców. Zajęliśmy Gniezno, a w ciągu następnego tygodnia prawie całe Poznańskie. W Poznaniu i okolicy rozbrojono 25 000 wojska niemieckiego, zdobyto wielką liczbę broni, amunicji, artylerii i wszelkiego sprzętu wojennego. (…)

… Po uwolnieniu Poznańskiego od najazdu znalazły się w początku roku 1919 w rękach polskich następujące ziemie: Królestwo Polskie bez Suwalszczyzny, Galicja Zachodnia po San, część Galicji Wschodniej, a to: linia kolejowa Przemyśl-Łupków, linia kolejowa Przemyśl-Lwów i miasto Lwów, Śląsk Cieszyński z wyjątkiem powiatu frydeckiego i całe prawie Poznańskie. Ogółem obszar, liczący prawie 20 milionów ludności. Co prawda zjednoczenie w jedną całość postępowało powoli. Najprędzej nastąpiło w Galicji.
PODPORZĄDKOWANIE SIĘ PKL

Komisja Rządząca we Lwowie i Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie porozumiały się nareszcie ze sobą. Nastąpiło również porozumienie z republiką przemyską, a tarnobrzeska sama przez się przestała istnieć. Lwów ma być przyszłą siedzibą PKL. Reprezentanci wszystkich stronnictw weszli w jej skład wedle klucza, który podaliśmy powyżej. Po kilku konferencjach i uchwałach doszło nareszcie 30 grudnia do skutku porozumienie z rządem ludowym. Na czele nowego zarządu Galicji stanąć ma generalny komisarz, podporządkowany ministrowi spraw wewnętrznych jako druga instancja. (…)
PRZYJAZD PADEREWSKIEGO

W nocy z 1 na 2 stycznia przyjechał do Warszawy Paderewski … Otoczony tłumem i dwurzędem pochodni ruszył do hotelu. Odtąd, przez pierwsze dwa tygodnie jego pobytu w Warszawie, stał tłum przed Bristolem dzień i noc, wpatrując się w balkon jego mieszkania. (…)

… endecy, którzy zrobili w kraju szaloną reklamę Paderewskiemu, postanowili wykorzystać, dla dopięcia swych celów, jego nazwisko, entuzjazm, wywołany dla jego osoby, nadzieje związane z jego przyjazdem. Zwołali tedy na 4 stycznia ogólną Radę Narodową do Warszawy … Pozyskali dla tej myśli wszystkie stronnictwa prawicowe i centrowe, aż do witosowców włącznie. Członkowie rady zjechali się do Warszawy. Mieli tedy surogat sejmu, mieli upatrzoną głowę państwa w osobie Paderewskiego, należało tylko wywrócić gabinet, aby ująć władzę.

Rząd pokrzyżował ich plany. Po prostu zabronił odbycia Rady Narodowej. Naczelnik Piłsudski zagroził, że wojskiem rozpędzi radę, gdyż nie dopuści do żadnego zamachu na sejm. Powołał się przy tym na przysięgę, którą wojsko składało. Oburzeni tym endecy postanowili przyspieszyć długo pieszczony plan urządzenia zamachu na naczelnika państwa i na rząd. (…)
ZAMACH STANU

W nocy z 4 na 5 stycznia kilku oficerów z pułkownikiem Januszajtisem na czele, wydawszy sfałszowane rozkazy, usiłowało, za pomocą w ten sposób zbałamuconej garstki żołnierzy, wykonać zamach stanu. Przede wszystkim obstawiono komendę placu [Komenda garnizonu] i stację telefoniczną.

O godzinie trzeciej w nocy ministrowie Moraczewski i Wasilewski wyszli z Belwederu i wsiedli do automobilu. Przy Alejach Ujazdowskich szofer zatrzymał automobil i zaczął coś manipulować przy motorze. Widocznie był w spisku.

W tej chwili zajechały dwa automobile, zajęte przez straż narodową i żołnierzy z 21 pułku piechoty, którzy ministrów aresztowali.

Ministrów zawieziono do garażu w Alejach J erozolimskich 75 (naprzeciwko Dworca Kaliskiego). Aresztowanych umieszczono na pierwszym piętrze i oddano pod straż sześciu żołnierzy. Na podwórzu było mnóstwo straży i kilkunastu żołnierzy.

Około godziny trzeciej i pół przyprowadzono rotmistrza Gorzechowskiego, komendanta milicji miejskiej, którego podczas aresztowania zbiry ze straży narodowej kolbami pobili. W tym samym czasie przyprowadzono dra Jodkę z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kpt. Boernera, komendanta milicji ludowej, wreszcie ministra Thugutta. (…)

… Dotąd zamach się udał. Natomiast reszta programu nie dopisała. Dwaj oficerowie aresztowali szefa sztabu Szeptyckiego w jego mieszkaniu w hotelu Bristol. Gdy Szeptycki eskortowany wychodził z hotelu, uwolnili go dwaj żołnierze, stojący na warcie przed hotelem i aresztowali obu oficerów. Szeptycki udał się na plac Saski, gdzie stały rzekomo zbuntowane dwie kompanie piechoty.

Adiutanci naczelnika słyszeli jeszcze w nocy rozmowę telefoniczną, żeby przerwać połączenie z Belwederem. O godzinie czwartej rano przyszedł kapitan Wężyk z kilku ludźmi, który prosił, ażeby naczelnik udał się na plac Saski do komendy warszawskiej. Kapitana natychmiast aresztowano. O godzinie piątej rano ruszył na plac Saski szwadron ułanów, w ślad za nim ruszyła szkoła podchorążych.

Tymczasem Szeptycki wraz z pułkownikiem Berbeckim stanęli przed frontem piechoty i w zwięzłych słowach wyjaśnili żołnierzom, do czego ich oficerowie nadużyli. Żołnierze oburzeni stanęli od razu po stronie rządu. Nadjechał Piłsudski i udał się do komendy placu, otoczonej przez piechotę, dowodzoną już przez Berbeckiego. Oficerów, znajdujących się w komendzie placu, kazał aresztować. Była tam siedziba utworzonego nad ranem „rządu narodowego". Składali go dr Dymowski, prezes Rozwoju, który już nie raz groził zamachem stanu, Jerzy Zdziechowski, Eustachy Sapieha, prezes Głównej Rady Opiekuńczej, i Czerniewski, redaktor „Naszej Gazety".

Piłsudski zwymyślał tych panów jak żaków, ale puścił ich na słowo, dane mu przez Sapiehę, że w ciągu dnia stawią się na jego żądanie. Tylko Sapieha słowa dotrzymał, inni zwiali. O szóstej rano skończył się cały zamach wielkim fiaskiem. (…)
UTRWALENIE SIĘ RZĄDU

Nieudały zamach stanu umocnił znakomicie pozycję rządu. Olbrzymia większość klasy robotniczej miejskiej i wiejskiej stanęła murem po stronie rządu. Trzeba była wielkiego wysiłku dla powstrzymania robotników od urządzenia manifestacyjnego generalnego strajku w odpowiedzi na zamach białych. Radykalna część chłopów stanęła bez wahania po stronie rządu. (…)
...
USTĄPIENIE RZĄDU

Zrobiwszy jeszcze raz przegląd wszystkich rozporządzanych środków, rozważywszy wszelkie możliwości, postanowił rząd ustąpić i oddać władzę w ręce gabinetu bezpartyjnego. Ponieważ Paderewski przyjął warunek przeprowadzenia wyborów sejmowych w terminie 26 stycznia i zwołania sejmu na 9 lutego, przeto rząd wniósł 15 stycznia podanie o dymisję, a 16 stycznia ustąpił. Motywa rządu najlepiej określa jego pismo, wystosowane do naczelnika państwa. Pismo to brzmi:
Naczelniku!
Historia ostatniego stulecia wytworzyła tak głęboką nieufność między klasami społecznymi w Polsce, że w momencie odrodzenia bytu państwowego naszego narodu, okazało się niemożliwym utworzenie rządu, skupiającego reprezentantów wszystkich warstw społecznych do wspólnej pracy.
My, reprezentanci polskich chłopów, robotników i inteligencji zostaliśmy wezwani do objęcia rządów nie dlatego, jakobyśmy posiadali na to najwięcej wiedzy, zdolności i umiejętności, ale dla stwierdzenia, że nadszedł czas naprawy błędów wiekowych, że nowoczesne państwo polskie rządzić się musi zasadą sprawiedliwości społecznej wobec tych, którzy w dawnym państwie polskim do pełni praw nie byli dopuszczeni, i że lud polski dojrzał do przejęcia na siebie obowiązku utrzymania i obrony Rzeczypospolitej Polskiej i związanych z tym praw.
Obejmując rządy w Polsce, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ciężki bierzemy na siebie obowiązek. Wiedzieliśmy, że Polska, rozdarta na wiele części, zniszczona przez szalejącą na jej ziemiach wojnę, wyssana do szpiku kości przez rozbójniczą gospodarkę okupujących ją armii niemieckich, austriackich i rosyjskich, nie posiadająca ani własnego aparatu państwowego, ani skarbu, ani wojska, szarpana przez namiętne wybuchy walk partyjnych wymaga niesłychanego wysiłku, aby z tej nędzy, głodu, zniszczenia i chaosu mogło się wyłonić i utrwalić ucieleśnienie przyświecającego nam ideału: niepodległej, nowocześnie zorganizowanej, a więc ludowej Republiki Polskiej.
Ten potrzebny zbiorowy wysiłek może stworzyć tylko wola narodu; wola narodu wypowiedzieć się może tylko w in¬stytucji wybranej przez cały naród, tylko w sejmie. W bardzo krótkim czasie przygotowaliśmy w zupełności zwołanie sejmu. Wybory, rozpisane na najdemokratyczniejszej podstawie, rozstrzygną w dniu 26 stycznia 1919 roku walkę o władzę w Polsce. Pierwsze posiedzenie sejmu może się odbyć przed upływem połowy lutego. Najważniejsze więc nasze zadanie spełnione.
Poza tym staraliśmy się wykonać wszystko możliwe dla organizowania państwa, łączenia rozdartych jego części, usunięcia i łagodzenia bezrobocia, walki z lichwą artykułami pierwszej potrzeby, ochrony pracy i opieki społecznej.
Wszystko to robiliśmy lepiej i prędzej, niż by to był w stanie zrobić jakikolwiek rząd w tych warunkach, w jakich pracowaliśmy i w stosunkowo tak krótkim czasie, nie dając się ani na chwilę unieść partyjnym namiętnościom, zachowując spokój i zimną krew wobec szalejących przeciw nam ataków, zarówno z prawej, jak i z lewej strony. Niełatwe są bowiem rządy państwem, w którym posiadający bogaci odmawiają płacenia podatków, bojkotują pożyczkę państwową, wprowadzają sabotaż na wszystkich polach gospodarki państwowej, uprawiają lichwę artykułami codziennej potrzeby, sprzedają i wywożą żywność za granicę. Koła te, nie cofając się nawet przed zamachem na członków rządu, godzą nie tyle w obecny rząd, ile w samą ideę rządu i w państwo polskie, a robią to w chwili, gdy pod Lwowem toczy się zacięty bój, gdy ze wschodu grozi nam zalew przez wojska rosyjskie, stojące już w Wilnie, gdy na zachodzie zbiera się armia niemiecka dla ponownej okupacji naszego kraju. Przez odmowę państwu wszelkich środków w chwili, gdy Ojczyzna w niebezpieczeństwie, koła te utwierdzają ujemny sąd bezstronnych ludzi o szczerości ich krzykliwego patriotyzmu.
Innymi środkami, innymi metodami walki dąży do tego samego celu, do anarchii w Polsce ta grupa, która hasła o natchnienia czerpie z zamętu wschodu Europy. Wodzowie tej grupy powinni wiedzieć, że urzeczywistnienie ich haseł w chwili obecnej w zrujnowanej Polsce musi przynieść ze sobą anarchię, to jest niesłychane wyniszczenie przede wszystkim całej klasy robotniczej i włościańskiej. Anarchia podkopie wprawdzie w pierwszej chwili klasę posiadającą, ale tylko po to, by natychmiast utworzyć nową, równie jak dawna nieliczną, warstwę, rządzącą despotycznie całym narodem za pomocą militaryzmu, jak nas poucza przykład Rosji.
Wśród tych dążności, tak zgodnych w skutkach, choć tak skrajnie rozbieżnych w swych zamierzeniach, praca rządu była nadzwyczaj utrudniona. Szybkie zwołanie sejmu to jedyne wyjście z tych trudności.
Ale i sejm nie będzie w stanie uspokoić kraju i rozpocząć w nim swej twórczej pracy, jeżeli Polska nie będzie miała zapewnionych środków koniecznych dla jej życia państwowego. Polsce brak chleba, maszyn, surowców, broni i pieniędzy. Środki te musi rząd uzyskać zaraz, jeszcze przed zwołaniem sejmu, aby odjąć mu na czas pierwszych miesięcy jego obrad troskę o zaspakajanie koniecznych potrzeb dnia i przez to umożliwić pracę nad konstytucją. Nie posiadając tych środków u siebie, wewnątrz kraju, lub mając ich za mało, albo też nie mogąc ich otrzymać wskutek złej woli posiadających, albo rozporządzających nimi, musi Polska szukać ich za granicą. Rząd obecny napotyka na poważne trudności w ich uzyskaniu. Wprawdzie trudności te dałyby się usunąć, ale na to potrzeba dłuższego czasu, a sprawa nie cierpi zwłoki. Rząd nie bojkotowany przez posiadających może znajdzie się w szczęśliwszych od nas warunkach i potrafi od razu usunąć te trudności, które nas skłaniają do przedłożenia prośby o przyjęcie dymisji gabinetu.

Warszawa,
                          dnia 17 stycznia 1919 roku 
               Jędrzej Moraczewski 
             prezydent ministrów
Jednocześnie dekretem naczelnika państwa mianowani zostali nowi ministrowie. Lista nowego gabinetu przedstawia się jak następuje:
prezydium i sprawy zagraniczne: Ignacy Paderewski;
sprawy wewnętrzne: Stanisław Wojciechowski;
koleje: Eberhardt (wiceminister);
roboty publiczne: Pruchnik (minister);
ochrona pracy : Iwanowski (minister);
sprawy wojskowe: płk. Wroczyński (kierownik ministerstwa);
oświata : dr Łukasiewicz (wiceminister);
sprawiedliwość: Supiński (minister);
rolnictwo: Janicki (wiceminister);
zdrowie : dr Janiszewski;
skarb: Englich;
przemysł i handel: Hącia;
aprowizacja : Minkiewicz (minister);
sztuka i kultura: Przesmycki (wiceminister);
poczta: Linde.
Z powyższych nazwisk dziewięć znanych jest z gabinetu Moraczewskiego. Są to: Iwanowski, Pruchnik, Minkiewicz, Supiński, Wroczyński - ministrowie lub kierownicy ministeriów i Janicki, Eberhardt, Łukasiewicz i Przesmycki - wiceministrowie lub szefowie sekcji.
Poznańskie reprezentują: Englich i Hącia. Galicję: Pruchnik, dr Janiszewski, fizyk [z] miasta Krakowa, i Linde.

(…)
MANIFEST RZĄDU MORACZEWSKIEGO


DEKLARACJA RZĄDU POLSKIEGO

Warszawa,
21 listopada 1918
Do Narodu Polskiego!

Obejmując władzę w Republice Polskiej, poczuwamy się do obowiązku wyłuszczenia przed narodem swego stanowiska, do wskazania mu dróg, którymi pójdziemy do celów, jakie sobie stawiamy.

Wyszliśmy z ludu. Robotnicy i chłopi polscy oddali nam w ręce władzę nad wyjarzmionymi częściami Polski. Toteż pragniemy być rządem ludowym, który interesów milionów rzesz ludu pracującego broni, jego życiu toruje nowe drogi, jego wolę spełnia. Jesteśmy rządem tymczasowym, powstałym w chwili nagłej potrzeby. Władzę naszą będziemy dzierżyli aż do zwołania sejmu ustawodawczego, ślubując sprawować ją ku dobru i pożytkowi ludu i państwa polskiego. Sejm ustawodawczy, oparty na powszechnym, równym, bezpośrednim, tajnym i proporcjonalnym głosowaniu wszystkich obywateli i obywatelek, mających 21 lat ukończonych zdecydowani jesteśmy zwołać z początkiem roku przyszłego, ustalając dzień wyborów na ostatnią niedzielę stycznia. Przygotowania do tego aktu rozpoczynamy niezwłocznie, zaś ordynacja wyborcza zostanie przez nas ogłoszona w dniach najbliższych.

Sprawując rządy tymczasowe, pragniemy utorować drogę tym, którzy przyjdą po nas, aby wznieść na założonych przez nas podwalinach coraz potężniejszą i wspanialszą budowę Republiki Polskiej. I tutaj piętrzą się przed nami zagadnienia olbrzymiej wagi, które musimy rozwiązać.

Jeszcze nie jesteśmy wszyscy razem. Ludność Wielkopolski i wschodniego Śląska nie podlega jeszcze władzy Republiki Polskiej. Polskie wybrzeże morskie nie jest jeszcze objęte granicami Polski. Nad kolebką państwa polskiego powiewają jeszcze obce sztandary. Doprowadzenie do ostatecznego zjednoczenia wszystkich ziem, zamieszkałych przez ludność polską, będzie jednym z pierwszych naszych zadań.

Przystępujemy do pracy w chwili niesłychanie ciężkiej. Wojna wprawdzie ustała, ale jej straszne skutki na ziemi naszej długo będą stawały na drodze wszelkiemu poczynaniu dążącemu do politycznej i materialnej odbudowy Polski. Kraj zniszczony zawieruchą wojenną i strasznymi ciężarami okupacji, nawiedziony klęską bezładnego przewalania się przez jego obszary milionów mas jeńców powracających i wojsk obcych musi doznać najbardziej pieczołowitego leczenia ciężkich ran i groźnych niedomagań.

Chcemy zabezpieczyć warunki spokojnej, pożytecznej dla całego narodu pracy twórczej, wszystkim obywatelom państwa polskiego, bez różnicy wyznania i pochodzenia.

W dziedzinie równouprawnienia obywatelskiego najchlubniejsze tradycje dawnej Rzeczypospolitej z jej tolerancją wyznaniową, z jej najbardziej postępowymi urządzeniami, nie mogą dać się ubiec żadnemu z najbardziej oświeconych państw Zachodu. Toteż będziemy z całym naciskiem tępili te ograniczenia prawne poszczególnych odłamów ludności, jakieśmy odebrali w spadku po zaborach, i będziemy zapobiegali wszelkim waśniom i walkom na tle wyznaniowym i narodowym. Odradzająca się w chwilach przełomu dziejowego Polska musi dotrzymać kroku w ogólnym pochodzie wyzwolonych ludów do szczęścia, opartego na nowych, głęboko demokratycznych podstawach. Po stu pięćdziesięciu niemal latach niewoli, Polska wróciła do rodziny niezależnych narodów. Chcemy, aby zajęła w niej miejsce godne jej wielkiej przeszłości i siły liczebnej jej ludu.

Dołożymy wszelkich starań, aby oczyszczenie kraju naszego z pozostałości wieloletniego jarzma postępowało jak najszybciej i jak najpomyślniej, aby znikły ślady rozbicia Polski na dzielnice, żyjące każda w odrębnych warunkach pracy.

Jako jedno z pierwszych zadań stawiamy sobie najprędsze nawiązanie i utrzymanie przyjaznych stosunków z wszystkimi państwami. Nasi przedstawiciele udadzą się między innymi do stolic mocarstw koalicji, których zwycięstwu Polska zawdzięcza w znacznej mierze swoje odrodzenie państwowe i od których oczekuje wydatnej pomocy przy ostatecznym ustaleniu granic Polski.

Sprawę ochrony granic państwa polskiego, które by zapewniły mu możność wszechstronnego rozwoju i zupełnej niezależności, będziemy mieli zawsze na oku, przygotowując materiał, który by uzasadniał nasze postulaty na konferencji pokojowej i w momencie ostatecznego uporządkowania stosunków między państwami Europy.


Koniec wojny bynajmniej nie usunął konieczności utworzenia armii narodowej. Nie przesądzając uchwał konstytuanty, musimy przystąpić z całym pośpiechem do stworzenia silnego, sprężystego wojska dla ochrony granic państwa i wszystkich zdobyczy ludu przed wszelkimi niebezpieczeństwami zewnętrznymi. Temu zadaniu, tak trudnemu wobec różnorodnego materiału wojskowego, jakim rozporządzamy, poświęcimy znaczną część pracy i wysiłku, i wierzymy, że siły zbrojne Republiki Polskiej odpowiedzą pokładanym w nim nadziejom.

Polska wielka nie tylko obszarem, ale także pełnią praw jej ludności, potężna wewnętrznym zespoleniem oświeconego, świadomego swoich praw, zażywającego swobody, wyzwolonego z ucisku i wyzysku ludu - oto cel, który będzie przyświecać wszystkim naszym stosunkom do sąsiadów. Pragniemy oprzeć się nie na gwałcie ani dążeniach zdobywczych, ale na wyrozumiałem uwzględnieniu wspólnych interesów, na polubownym, dobrowolnym załatwieniu kwestii spornych, na wzajemności tak samo nas, jak i naszych sąsiadów obowiązującej. Z przemijających zatargów granicznych nie chcemy wyolbrzymiać walki nieubłaganej, wierząc, że ludy Litwy, Białorusi, Ukrainy, Czech, Słowaczyzny, Węgier i Niemiec znajdą drogę wyjścia i ustalą współżycie wolnych i równych narodów.

Z wszystkich sił będziemy się starali tę drogę porozumienia wynaleźć bez krzywdy naszej i niczyjej.

Sprawa uwolnienia polskiego Lwowa spod obcej przemocy, sprawa ratunku dla tej bohaterskiej garstki młodzieży, która podjęła się zadania przewyższającego jej siły, leży nam mocno na sercu. Toteż całą energią będziemy przyspieszali wszczętą już akcję wojskową, która ma uwolnić Lwów z opresji, i będziemy przygotowywali grunt dla rozstrzygnięcia polubownego w kwestiach spornych na terenie wspólnie zamieszkałym przez ludność polską i ukraińską Galicji.

Uważając za jedno z najpilniejszych zadań natychmiastowe zapoczątkowanie budowy naszej administracji, nie zamykaliśmy oczu na wielkie trudności, jakie w tej dziedzinie musimy pokonać. Chodzi nie tylko o dobór ludzi uczciwych, światłych, sprężystych i wytrwałych, ale i o to, aby ludzie ci posiadali całkowite i niezaprzeczone zaufanie warstw ludowych. Na razie ze względów praktycznych musi być jeszcze zachowana zasada mianowania urzędników, która w przyszłym, ostatecznie już ustalonym ustroju Republiki, ustąpi miejsca nieograniczonej zasadzie wybieralności.

Jednakowoż i dziś już głos idący od zainteresowanego bezpośrednio dołu musi być uwzględniony w jak najszerszej mierze. Nagłą jest sprawa samorządu gminnego miejskiego i powiatowego. Ruch żywiołowy, dążący do nadania tym instytucjom charakteru demokratycznego, ruch całkiem naturalny i zrozumiały grozi pewnym zamętem, toteż nie przesądzając formy ostatecznego samorządu lokalnego, co należy do sejmu, będziemy starali się już teraz sprowadzić w tej dziedzinie tymczasowe normy ogólne, oparte na podstawach pięcioprzymiotnikowego głosowania bez różnicy płci. Będziemy popierali dalszy rozwój po miastach i po wsiach milicji ludowej, która by zapewniła ludności bezpieczeństwo i ład oraz posłuch w wykonywaniu zarządzeń naszych organów administracyjnych.

Sprawę aprowizacji ludności, dostarczenia jej niezbędnych po taniej cenie artykułów spożywczych, uważamy za jeden z pierwszych naszych obowiązków. Ułatwienia dostarczania żywności oprzemy na organizacjach samorządowych społeczeństwa. W walce z lichwą żywnościową, podrażającą artykuły pierwszej potrzeby, będziemy nieubłagani, nie cofając się przed pozbawieniem winnych praw obywatelskich.

Zorganizowanie zdrowych podstaw rozwoju rolnictwa, jak najszersze uruchomienie przemysłu i zapewnienie mu normalnego i spokojnego rozwoju celem dostarczenia możności pracy wszystkim siłom roboczym w kraju i zapewnienie dobrobytu najszerszym masom ludności - będzie również naszym ważnym zadaniem.

W dziedzinie skarbowości przeprowadzimy ujednostajnienie systemu podatkowego we wszystkich dzielnicach Rzeczypospolitej oraz reformę opodatkowania w duchu sprawiedliwego rozkładu ciężarów podatkowych, w kierunku obciążenia w szczególności przez silniejsze pociągnięcie do świadczeń na rzecz państwa klas posiadających oraz zysków wojennych.

Zanim sejm przeprowadzi projekt reform społecznych, zgodnych z duchem czasu i wynikających z przeżywanego obecnie przewrotu, który wysuwa na plan pierwszy uwzględnienie interesów klas pracujących - zanim zdołamy ogłosić opracowane przez nas w tym duchu projekty ustaw, odnoszące się do przymusowego wywłaszczenia większej własności ziemskiej i oddania jej w ręce ludu pracującego pod kontrolą państwową, upaństwowienia kopalń, salin, przemysłu naftowego, dróg komunikacyjnych oraz innych gałęzi przemysłu, gdzie się to da od razu czynić, udziału robotników w administrowaniu upaństwowionych zakładów przemysłowych, prawa i ochrony pracy, ubezpieczenia od bezrobocia, choroby i starości, konfiskaty majątków powstałych w czasie wojny ze zbrodniczej spekulacji artykułami pierwszej potrzeby - wprowadzimy niezwłocznie całkowite równouprawnienie wszystkich obywateli bez różnicy wyznania i narodowości, wolność sumienia, słowa, druku, zgromadzeń, pochodów, zrzeszenia, związków zawodowych i strajków, oraz ośmiogodzinny dzień roboczy we wszystkich gałęziach przemysłu, rzemiosła i handlu.

Zniesiemy wszystkie tytuły oprócz naukowych, podejmiemy inicjatywę i współdziałanie w kierunku stworzenia przedstawicielstwa roboczego do spraw ekonomicznych i zawodowych, które by działało w ścisłym porozumieniu z państwowymi organami ochrony pracy. Zanim stworzymy państwowe i gminne instytucje pośrednictwa pracy, roztoczymy opiekę nad robotnikami, powracającymi z emigracji i pozostającymi poza krajem oraz nad jeńcami wracającymi z niewoli. Wreszcie podejmiemy roboty publiczne, które by dały zarobek szerokim rzeszom pracującym. Domeny i majoraty donacyjne przejmiemy na własność Republiki Polskiej. Rozstrzygnięcie losu majątków rządowych pozostawiamy konstytuancie. Uważając, że lasy powinny być własnością państwową, odnośną ustawę przedstawimy konstytuancie. Uznajemy za stosowne uzależnienie ich wyrębu od pozwolenia rządu. W zakresie zarządu wymiaru sprawiedliwości oczekują rząd wielkie zadania, a więc przede wszystkim rozciągnięcie sieci sądów państwowych polskich na te obszary, które już w drodze faktu zostały przyłączone do Królestwa Kongresowego, jak również i na te, które jeszcze w skład państwa polskiego wejdą. Jednocześnie staje przed nami zadanie ujednostajnienia ustaw na całym obszarze ziem polskich oraz zdemokratyzowania formy instytucji sądowych.

Jednym z najważniejszych zadań będzie stworzenie powszechnej, świeckiej bezpłatnej szkoły, dostępnej jednakowo dla wszystkich bez względu na stan majątkowy. Tylko zdolności mają decydować o przywileju wykształcenia. Będziemy budzili wśród ludu ducha obywatelskiego i poczucie odpowiedzialności za losy państwa, które jest jego państwem. Staraniem naszym będzie wydobywanie dla kultury narodowej tych licznych talentów, które wskutek niedostępności wyższej oświaty dla szerokich warstw ludowych dotychczas się marnowały. Wierzymy, iż z łona ludu wyjdą ludzie nieustraszonej woli, głębokiego uczucia i hartownej wytrwałości, którzy Polską Republikę wprowadzą na szczyt kultury i sławy.

Zamierzamy roztoczyć skrzętną opiekę nad zdobyczami kultury narodowej i przystąpić natychmiast do odebrania dzieł sztuki, bibliotek i archiwów, wywiezionych z Polski przez obce rządy. Dobrodziejstwa nauki i sztuki mają być dostępne dla wszystkich, i dla urzeczywistnienia tego celu już w najbliższej przyszłości poczynimy pierwsze kroki.

Takie są w najogólniejszych zarysach zamiary tymczasowego rządu Republiki Polskiej. Spełnienie ich zależy przede wszystkim od tego poparcia, jakiego nam kraj udzieli. Toteż wzywamy ogół ludności polskiej do jak najwydatniejszej pomocy naszym usiłowaniom, do podporządkowania wszystkich odrębnych interesów stanowych, czy partyjnych, jednej wielkiej wspólnej sprawie odbudowy niezależnej Ojczyzny i wyzwolenia ludu pracującego.

                                      Jędrzej Moraczewski,
                                     prezydent ministrów
Źródło: Jędrzej Moraczewski; "Przewrót w Polsce", Muzeum Historii Polski, Warszawa 2015, s. 161-169
… Jako jeden z nielicznych, Moraczewski pozostał wierny poglądom Piłsudskiego sprzed aresztowania, zakładającym, że odbudowaniem suwerennej Polski skutecznie pokieruje tylko rząd zgody narodowej. To wielkie zadanie musi połączyć Polaków, bowiem jeśli pogrążą się we wzajemnej rywalizacji, zabraknie im siły niezbędnej do pokonania wrogów zewnętrznych.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Moraczewski, zastąpiwszy jesienią 1917 roku Piłsudskiego, szukał takiego porozumienia. Prowadził wiele rozmów, także tych najtrudniejszych, z narodowymi demokratami. Ostatecznie rozbiły się one o zbyt wielkie ambicje rywali, ale przeszkodą był też radykalizm innych polityków Konwentu. (…)
… Radykalnie zmienił sytuację powrót Piłsudskiego do Warszawy 10 listopada 1918 roku. Dowiedziawszy się o tym, Moraczewski, choć osłabiony chorobą, natychmiast opuścił Kraków i zjawił się w stolicy. Komendant powitał go bardzo serdecznie i natychmiast włączył do grona najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników. Potwierdza to informacja ujawniona w Przewrocie w Polsce, że obok Daszyńskiego tylko on brał udział w poufnych rozmowach Piłsudskiego z prawicą i centrum, mających doprowadzić do utworzenia rządu zgody narodowej. (…)
… Piłsudski był przekonany, że tylko rząd zgody narodowej zapewni siłę odradzającej się Polsce. Dlatego przed najbliższymi współpracownikami nie ukrywał niezadowolenia z powstania rządu ludowego w Lublinie. (…)
… Piłsudski był zirytowany, gdyż świetnie rozumiał, że sięgnięcie po władzę przez lewicę bardzo utrudniło doprowadzenie do ogólnonarodowego kompromisu. Urósł teraz jeszcze bardziej mur wzajemnej nieufności i spotęgowało się partyjne zacietrzewienie. Po kilku dniach rozmów z prawicą i centrum, prowadzonych z udziałem Daszyńskiego i Moraczewskiego, stało się jasne, że życie skazywało Komendanta na ponowne mianowanie rządu lewicowego. Prawica nie chciała słyszeć o ustępstwach, a współpracownicy i zwolennicy z lewicy domagali się kontynuowania działań rozpoczętych w Lublinie.
Piłsudski nie miał innego wyjścia, niż utrzymać, przynajmniej tymczasowo, lewicę przy władzy. Miało to tę zaletę, że impregnowało Polskę na radykalne podmuchy docierające ze wschodu. Komendant od dawna wrogo traktował bolszewików, ale wystarczająco długo działał wśród robotników, żeby wiedzieć, że w momentach rozchwiania starego porządku najłatwiej przebija się najskrajniejsza demagogia. Postrzegał bolszewików i komunizm jako groźną zarazę, mogącą zainfekować słabą i bezbronną Polskę. W rządach socjalistów widział szczepionkę, której na razie nie mógł zastąpić najskuteczniejszym lekarstwem, jakim byłaby silna armia. (…)
… Piłsudski utrzymał u władzy rząd lewicowy, ale zmienił premiera. Spowodował, że do dymisji podał się desygnowany 14 listopada 1918 roku na to stanowisko Daszyński, a jego miejsce 18 listopada zajął Moraczewski. Nie bez znaczenia była tu sugestia polityków endecji, którzy odmawiając udziału w gabinecie, zapowiedzieli, że z Daszyńskim toczyć będą wojnę na noże, zaś znacznie łagodniej potraktują właśnie Moraczewskiego. Najwyraźniej procentowały wcześniejsze dobre kontakty lidera Konwentu z endecją i pewien dystans wobec rządu lubelskiego, raz jeszcze podkreślmy, skrzętnie w publikacji maskowany ze względu na propagandowe potrzeby PPS. (…)
… Z punktu widzenia odradzającej się Polski największą słabością rządu Moraczewskiego była jego izolacja na arenie międzynarodowej. Autor, jak tylko może, minimalizuje ten defekt. Wbrew faktom sugeruje, że ententa była bardzo blisko decyzji o uznaniu jego gabinetu. W rzeczywistości państwa ententy uznawały tylko paryski Komitet Narodowy Polski, funkcjonujący od 1917 roku pod prezesurą Romana Dmowskiego.
Trwająca od listopada 1918 roku dwuwładza musiała zostać zlikwidowana przed konferencją pokojową w Paryżu, rozpoczynającą obrady 18 stycznia 1919 roku. Alternatywę stanowiło narażenie na szwank najbardziej żywotnych interesów Rzeczypospolitej, o losach której konferencja miała zadecydować. Po obydwu stronach politycznej barykady zdawano sobie sprawę, że brak zgody byłby największym prezentem, jaki mogliby otrzymać wrogowie, w pierwszej kolejności Niemcy i Rosjanie.
Piłsudski miał coraz mniej czasu na znalezienie kandydata na premiera stojącego ponad partyjnymi podziałami. Zdecydował się na ruch prawdziwie mistrzowski, jakim było pozyskanie dla tego rozwiązania Ignacego Paderewskiego.
Jak to relacjonuje dosyć dokładnie Moraczewski, Paderewski pojawił się w końcu grudnia 1918 roku w Polsce, przysłany tu przez Dmowskiego i Komitet Narodowy Polski z misją zmarginalizowania pozycji Piłsudskiego i pozbawienia władzy lewicy. Miał na to spore szanse, bo Polacy go uwielbiali. (…)
… W nocy z 1 na 2 stycznia 1919 roku mistrz fortepianu i polityki przybył do Warszawy, owacyjnie witany przez nieprzebrane tłumy jej mieszkańców. Endecy chcieli go wykorzystać w roli tarana, torującego im drogę do władzy. Ale on się do tej roli nie palił, bo nie chciał być ich zakładnikiem, a ponadto szybko się zorientował, że więcej zyska współpracując z Piłsudskim, niż go bezwzględnie zwalczając. Był szczerym patriotą i, podobnie jak Komendant, dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że odradzająca się Polska potrzebuje rządu zgody narodowej, a nie gabinetu partyjnej konfrontacji, ani w lewicowym, ani w endeckim wydaniu. Z każdą rozmową coraz lepiej rozumiał się z Piłsudskim i coraz przychylniej myślał o stworzeniu z nim politycznego tandemu, który skłoniłby zwaśnione partie do współpracy.
Rzecz jasna, nie podobało się to narodowym demokratom. Najbardziej radykalni działacze tego obozu zdecydowali wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowili dokonać zbrojnego przewrotu i sami stworzyć rząd, który Paderewski miałby z czasem firmować jako głowa państwa, wyniesiona na to stanowisko w miejsce Piłsudskiego.
Nieudaną próbę zamachu stanu spiskowcy przeprowadzili w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 roku. (…)
… Pucz okazał się farsą i skompromitował zarówno prawicę, jak i lewicę, która bez pomocy Piłsudskiego zapewne przegrałaby nawet z tak nieudolnym wrogiem. Pierwszy zrozumiał to Paderewski, z zamachem nie mający nic wspólnego, choć w ostatniej chwili uprzedzony przez zamachowców o ich planach. Tym gorliwiej się teraz odżegnywał od ich awanturnictwa i skłaniał ku współpracy z Piłsudskim. Ten nie wykorzystał uzyskanej przewagi i podtrzymał propozycję działania w tandemie, z nim jako głową państwa i Paderewskim jako szefem ponadpartyjnego rządu. (…)
… 16 stycznia 1919 roku Naczelnik polecił podać się do dymisji posłusznemu mu Moraczewskiemu i mianował nowy gabinet, z Paderewskim jako premierem i ministrem spraw zagranicznych. Nieoczekiwanym ani przez przyjaciół, ani przez wrogów sojuszem z Paderewskim obezwładnił obydwie strony. Niezadowolonej z odsunięcia od władzy lewicy niewygodnie było występować przeciwko promotorowi tej zmiany, uważanemu za własnego patrona. Z kolei prawica nie mogła sobie pozwolić na zdezawuowanie Paderewskiego, wcześniej okrzykniętego bohaterem narodowym, chociaż ten, podejmując współpracę z Belwederem, zamknął endekom drogę do władzy. (...)

Źródło: Tomasz Nałęcz, "Zapis dokonań i emocji pierwszych miesięcy odrodzonej Polski"; w książce: Jędrzej Moraczewski, "Przewrót w Polsce", Warszawa 2015, s. 24-32 
… Tworzenie rządu, o którym wielokrotnie w wystąpieniach publicznych mówił Moraczewski, weszło w decydującą fazę w październiku 1918 roku. Utworzenia rządu ogólnopolskiego domagał się już na XV Kongresie PPSD. Rząd ten powstały w wyniku porozumienia lewicy niepodległościowej i Koła Międzypartyjnego, miał reprezentować większość społeczeństwa.
Jak wynika z przekazu M. Niedziałkowskiego koncepcja rządu nie została wysunięta formalnie „napomknął o niej Jędrzej Moraczewski (...) uznający podówczas zasadę współdziałania z Narodową Demokracją na gruncie Koła Polskiego w Wiedniu i poniekąd konspiracyjnie w kraju, napomykał ale nie nastawał”. Sugestie Moraczewskiego zostały przez kongres odrzucone. Jednakże w kierowniczych kołach PPSD, myśl tę podjęto na posiedzeniu klubu 1 października 1918 roku. Posłowie uchwalili wejście do tworzącej się reprezentacji politycznej Galicji i Śląska. Rozwiązanie nie odpowiadało Moraczewskiemu, gdyż występował jako przywódca Konwentu, a podobnej konstelacji nie był w stanie zapewnić sobie. Opowiadał się dlatego za wejściem do konstytuanty i utworzeniem rządu w Królestwie. Na tym posiedzeniu wydelegowano posłów Daszyńskiego, Moraczewskiego i Bobrowskiego do rozmów z pozostałymi ugrupowaniami galicyjskimi celem powołania organizacji naczelnej, a następnie porozumienia się z reprezentacjami Królestwa i Poznańskiego. Istniała także odmienna możliwość powołania rządu polskiego. Zależała ona od porozumienia się Rady Regencyjnej z Kołem Międzypartyjnym i Konwentem. Podstawę sojuszu tych trzech sił miał stworzyć manifest Rady Regencyjnej z 7 października 1918 roku mówiący o utworzeniu niepodległego państwa. Na przeszkodzie tej koncepcji stanął zbyt mały - zdaniem potencjalnych partnerów - autorytet Rady. Pomiędzy Kołem i Konwentem także istniały rozbieżności. Wznowiono jednak rozmowy z endecją. Partnerem Moraczewskiego był tym razem Aleksander Skarbek. Z ramienia Konwentu z przedstawicielami koalicji pertraktowali Edward Rydz-Smigły, Michał Sokolnicki i Józef Beck (ojciec). Namiastką rządu koalicyjnego był rząd ziemianina, prezesa Koła Międzypartyjnego - Józefa Świeżyńskiego powołany 25 października, w którym sprawy wojskowe symbolicznie'' powierzono Piłsudskiemu. W przedstawianym okresie Moraczewski działał na terenie Galicji, bacząc, by interesy Konwentu nie zostały uszczuplone, a oparciem dla niego była PPSD. Z ramienia tej partii zasiadł w reprezentacji galicyjskiej Polskiej Komisji Likwidacyjnej obok Diamanda, Topinka i Boborwskiego. (…)
… Rezydujący w Warszawie rząd Swieżyńskiego, na wieść o powstaniu Polskiej Komisji Likwidacyjnej powziął zamiar przekształcenia jej w swój organ. W tym celu przyjechali do Krakowa Witold Czartoryski i Stefan Bądzyński. Spotkali się oni z prezydentem PKL. Jej przewodniczący Witos odrzucił jednak tę propozycję, w czym sekundowali mu socjaliści: Daszyński i Moraczewski. Ten ostatni oświadczył jednocześnie, że „wolna Galicja nie może i nie chce podporządkować się rządowi warszawskiemu zależnemu i kontrolowanemu przez niemieckiego gubernatora w Warszawie jenerała Beselera”. Sprzeciwia się także wywożeniu żywności z kraju bez pozwolenia władz krajowych, czyli PKL. Sztywne stanowisko liderów PPSD wiązało się z wejściem przygotowań do utworzenia ogólnonarodowego rządu w ostatnią fazę. 2 listopada 1918 roku w warszawskim mieszkaniu Artura Śliwińskiego odbyła się konferencja, na której przypuszczalnie zapadła decyzja o powołaniu rządu lubelskiego. Była ona zgodna z wcześniejszymi ustaleniami Konwentu. Moraczewski był przez część obecnych - Edwarda Rydza-Śmigłego, Gabriela Dubiela z PSL-„Piasta” i Helenę Redlińską - widziany jako członek tego przyszłego rządu. Decyzja o powołaniu rządu bazowała na wcześniej wspomnianym założeniu, że w sytuacji braku porozumienia z pozostałymi stronnictwami należy przejąć władzę siłą i oprzeć się na lewicy. (…) W czasie konferencji w Warszawie odbyło się posiedzenie zarządu PPSD, podczas którego prawdopodobnie omawiano tryb powołania rządu. Konwent uruchomił też podstawowy swój atut jakim była POW, której przywódcy: Moraczewski, Rydz-Smigły i Wasilewski w końcu października 1918 roku podjęli uchwałę o przystąpieniu do rozbrajania wojsk austriackich stacjonujących w Galicji, poczynając od dnia 31 tegoż miesiąca. Moraczewski przygotowywał tę akcję i kierował nią na terenie Galicji. (…)W czasie, gdy Moraczewski dążył na terenie Galicji do opanowania możliwie licznych środowisk, zjednywał dla swoich koncepcji oponentów, kierował akcją POW, w Lublinie został kreowany Tymczasowy Rząd Republiki Polskiej na czele z Daszyńskim. Moraczewskiemu powierzono w nim tekę ministra komunikacji. Resort miał sprostać trudnościom wynikającym ze wzmożonego ruchu ludności, a także winien zabezpieczyć mienie. „Objęcie kolei odbywało się z niesamowitą szybkością, zaledwie kilka godzin przerwy spowodowanej zmianą personelu”. Stało się to za sprawą wcześniej prowadzonych przygotowań i trudno dopatrzyć się w tym zasługi Moraczewskiego, który do Lublina nie pojechał.
Daszyński absencję Moraczewskiego usprawiedliwiał chorobą, jednakże wydaje się, że nastąpił podział ról, w wyniku którego Moraczewski miał kontrolować sytuację polityczną w Krakowie, a ponadto, zgodnie z założeniami Konwentu realizować „konsolidację”. Rząd lubelski dawał Moraczewskiemu dodatkowy atut w rozmowach z endecją postawioną przed faktem dokonanym, co miało ją zmusić do ustępstw. J. Holzer zastanawia się, dlaczego premierem został Daszyński, prawie ostatni z tych, którzy porzucili koncepcję austropolską a nie Moraczewski, który prowadził działalność w kierunku powołania rządu w Królestwie. Wydaje się, że posterunek w Krakowie był ważniejszym, rząd lubelski to tylko zabieg taktyczny, swoisty szantaż, konsolidował tylko lewicę. Moraczewski zaś dążył do rządu „konsolidacji narodowej”. Dlatego podpisał, co wydaje się paradoksem, deklarację PKL, która w rzeczywistości nie uznawała rządu lubelskiego. W innym wypadku jego pole manewru w dalszej pracy konsolidacyjnej byłoby utrudnione. PKL była odpowiedniejszą bazą pojednania, a rząd lubelski mógł być tylko argumentem, celem zastraszenia i wymuszenia ustępstw. Rozmowy konsolidacyjne dalej jednak nie dawały rezultatów. Aktualni partnerzy Moraczewskiego: Zygmunt Chrzanowski i Wojciech Korfanty uważali, że sytuacja ich stronnictwa jest na tyle silna, aby nie godzić się na poważniejsze ustępstwa. Owszem, w rządzie, który sami zamierzali stworzyć obiecywali ugrupowaniom lewicy jedno miejsce, którym kusili Moraczewskiego. Ten uznał jednak powyższą propozycję za kpinę i odrzucił ją. (…)Trzeba dodać, że w Zagłębiu, gdzie powstała Rada Delegatów Robotniczych, manifest lubelski traktowano nader życzliwie. Celem dwukrotnych przyjazdów Moraczewskiego było podporządkowanie rządowi lubelskiemu, utworzonej przez socjaldemokratów, jako przeciwwagę Rady Delegatów - Rady Komisarzy, a także opanowanie ruchu rewolucyjnego i podporządkowanie go POW i PPS. Z ramienia POW Moraczewski zamierzał też sprawować w Galicji władzę wojskową, o czym zresztą powiadomił go depeszą 9 listopada Rydz-Śmigły. Znalazł jednak konkurenta w postaci dowódcy tamtejszych oddziałów polskich gen. Bolesława Roi. (…)
… Moraczewski w przyszłości podtrzymywał tezę, że celem jego wizyty u Roi miało być skłonienie go do złożenia przysięgi na wierność rządowi lubelskiemu. Pragier przedstawił wydarzenie w innym świetle. Mianowicie twierdzi, że celem wizyty Moraczewskiego było zmuszenie Roi do podporządkowania się rządowi, a kpt. Kordian Zamorski - na rozkaz Stachiewicza - otoczył nawet gmach, po czym do Roi wkroczyli Moraczewski, M. Karaszewicz-Tokarzewski, ale Roja odmówił, argumentując podporządkowaniem się Piłsudskiemu.
10 listopada przybył do Warszawy J. Piłsudski i on miał podejmować najistotniejsze decyzje polityczne dotyczące Polski. Wydaje się, że na ten moment czekał J. Moraczewski, starając się przygotować Komendantowi odpowiednie warunki do działania i zjednać możliwie wpływowe ugrupowania. (…)

... … Powrót Józefa Piłsudskiego z Magdeburga wstrząsnął dotychczasowym personalnym układem sił politycznych w okupowanej podówczas Polsce. Były Komendant I Brygady stał się pierwszą postacią sceny politycznej, której przywództwo uznały zarówno Rada Regencyjna, jak i rząd lubelski Daszyńskiego. Przejmując władzę Piłsudski rozpoczął konsultacje z przywódcami ugrupowań i stronnictw. W naradach konsultacyjnych wziął także udział Moraczewski, który przybył do Warszawy jako reprezentant jednego z najpoważniejszych ugrupowań. Przywódca Konwentu i poseł PPSD, bardzo aktywny w ostatnich miesiącach, był już brany pod uwagę jako członek rządu podczas formowania gabinetu przez Swieżyńskiego. Jego pozycja w rozmowach z partnerami musiała być niezmiernie silna, potęgowało ją wsparcie Piłsudskiego, którego Moraczewski praktycznie zastępował w ostatnich miesiącach wojny. Pierwsze spotkanie Moraczewskiego z Piłsudskim po jego przyjeździe z Magdeburga miało miejsce 13 listopada. Uczestniczyli w nim także Marian Malinowski, Norbert Barlicki, Walery Sławek, Adam Koc, Feliks Perl, Artur Śliwiński, Leon Wasilewski, Franciszek Paschalski, Wacław Sieroszewski, Łuczyński, Tytus Filipowicz, Straszewicz. Piłsudski przestrzegał zebranych przed „eksperymentami”. Rozumiał pod tym pojęciem skrajnie radykalne rozwiązania kwestii społecznej. Dawny socjalistyczny bojowiec uważał, że na takie rozwiązania ustrojowe pozwolić może sobie tylko Zachód posiadający odpowiednią ku temu bazę materialną. Rozmowy w powyższym gronie kontynuowano także nazajutrz, kiedy to uznano za pożądane, aby ogólnopolski rząd sformował Daszyński. Trzeba dodać, że 14 listopada był pierwszym dniem, w którym Piłsudski mógł takie polecenie wydać, wszak wtedy Rada Regencyjna przekazała jemu pełnię władzy. Do kandydatury Daszyńskiego zgłosiła zastrzeżenia endecja. Do Piłsudskiego przybył przedstawiciel Narodowej Demokracji dr Zbigniew Paderewski, który poinformował o niemożliwości przyjęcia przez stronnictwo kandydatury Daszyńskiego, ale uznał za możliwą do przyjęcia kandydaturę Moraczewskiego. Piłsudski miał przerwać te wynurzenia i „zbesztać” swego rozmówcę, ale sugestię uwzględnił. 18 listopada został powołany nowy rząd w składzie niewiele różniącym się od proponowanego wcześniej przez Daszyńskiego. Na jego czele stanął Jędrzej Moraczewski. (…)
… O powierzeniu Moraczewskiemu misji utworzenia rządu zadecydowała w dużej mierze ówczesna sytuacja polityczna, a zwłaszcza jej aspekty wewnętrzne. Przyjmując uproszczony podział widzimy prawicę, której główną siłę stanowiła endecja dążąca do uchwycenia władzy i zbudowania państwa demokratycznego, ale też pełna obaw przed rozbudzonym radykalizmem społecznym i dlatego skłonna do kompromisu. Z drugiej strony owe społeczeństwo na pewno zróżnicowane było pod wpływem rewolucji w sąsiednich krajach, powiązane z różnymi partiami centrum i lewicy, wysuwające przy tej okazji bardzo radykalne hasła społeczne, ale też ograniczone w swym radykalizmie euforią wynikającą z faktu odzyskania niepodległości. Ta część społeczeństwa wiązała nadzieje z Piłsudskim, którego zamiarem było też utworzenie państwa kapitalistycznego, w którym wpływy endecji byłyby ograniczone. Otóż Moraczewski to logiczny iloczyn wszystkich tych dążeń, to podówczas postać optymalna do przyjęcia dla każdej ze stron. Przez - użyjmy ówczesnego sformułowania - masy ludowe, bo należał do partii socjalistycznej i wielokrotnie występował w obronie warstw społecznych żyjących w trudnych warunkach materialnych. Dla endecji był do przyjęcia, ponieważ w czasie wojny utrzymywał z kierownictwem tej partii bliskie kontakty, pochodził z utożsamianej z endecją Wielkopolski. Był bliskim współpracownikiem Piłsudskiego, a pod jego nieobecność wielokrotnym zastępcą i realizatorem myśli. Na pewno o powierzeniu Moraczewskiemu zadania sformowania gabinetu zadecydowały walory osobiste: pracowitość, sumienność, zdolności organizacyjne, uczciwość, neoromantyczny patriotyzm i wykształcenie. Trudno nie docenić parlamentarnych doświadczeń kandydata pozwalających poznać mechanizm funkcjonowania państwa. Nie bez wpływu pozostawał też legalizm Moraczewskiego, jego niechęć do rewolucji społecznej, przed wybuchem której już wcześniej chciał zabezpieczyć państwo i społeczeństwo. (…)
… Moraczewski objął urzędowanie w niezwykle trudnych warunkach, spowodowanych zniszczeniami wojennymi, trudnościami gospodarczymi i wielokierunkową polaryzacją społeczeństwa polskiego. Podjęte przez niego wcześniej wysiłki, zmierzające do stworzenia jednolitej reprezentacji politycznej, zawiodły, a sytuacja istniejąca w listopadzie tylko potwierdzała obawy byłego przewodniczącego Konwentu. Przesadą byłoby twierdzenie, że rząd Moraczewskiego posiadał poparcie wielu sił politycznych. W zasadzie opierał się tylko na PPS, PPSD, POW, PSL „Wyzwoleniu”, już „piastowcy” stronili od udziału w pracach rządu. Najbardziej doskwierał bojkot endecji, która jednak zwalczała Moraczewskiego na wszystkich polach, krytykując w niesłabnącej akcji propagandowej jego radykalizm. 19 grudnia pod przewodnictwem ks. C. Oraczewskiego odbył się wiec organizacji kulturalnych, związków zawodowych i cechów potępiający rząd. Natomiast lewica, szczególnie jej rewolucyjne skrzydło, zarzucała rządowi zbytnią uległość wobec klas posiadających. Dziejowa rola rządu Moraczewskiego polegała na budowie podstaw ustrojowych polskiej państwowości - opracowanie demokratycznej ordynacji wyborczej, dzięki której społeczeństwo mogło wyłonić sejm, a ten z kolei nadać konstytucję i powołać nowy rząd, który nie miałby już piętna tymczasowości. W deklaracji z 21 listopada 1918 roku, podpisanej przez Moraczewskiego, wyeksponowany został ludowy charakter rządu, który „wyszedł z ludu” i pragnie być „rządem ludowym”. (...)
… Program prac rządu zaowocował konkretnymi aktami w formie dekretów. Najważniejsze z nich to dekret o utworzeniu rad gminnych z 28 listopada, dekret o reorganizacji sejmików powiatowych z 5 grudnia 1918 roku, dekret o utworzeniu milicji ludowej z 5 stycznia 1919 roku, dekret o ośmiogodzinnym dniu pracy z 27 listopada 1918 roku, najistotniejszy akt - dekret o ordynacji wyborczej z tego samego dnia, dekret o walce z paskarstwem z 2 grudnia i dekret o ochronie lokatorów wydany 16 stycznia, tj. w ostatnim dniu urzędowania. Ponadto rząd Moraczewskiego zajmował się tworzeniem wojska co właściwie pozostawało domeną Piłsudskiego oraz aprowizacją. Protokóły z posiedzeń Rady Ministrów wskazują, że właśnie ten, jakże prozaiczny, ale zasadniczy problem zaprzątał uwagę rządu prawie podczas każdego posiedzenia. (…)
Źródło: J.Gołota, "W walce o niepodległą" 
w książce: Jędrzej Moraczewski, Pierwszy premier II Rzeczypospolitej, Warszawa 2002, s. 151-163
Kreator stron - łatwe tworzenie stron WWW