Nieraz słyszy się zdanie, że ciężka praca jest klątwą. Delikatna pani o białych rączkach boi się zbliżać do kowala, szewca, albo parobka zasmolonego przy pracy. Myśli ona, że człowiek, co ma czarną spracowaną rękę, jest grubianin złośliwy i gdyby jej syn miał zostać szewcem lub parobkiem, umarłaby z rozpaczy. Nawet biedny człowiek chciałby, żeby jego syn został lekarzem, księdzem, adwokatem lub urzędnikiem, żeby tylko ciężko nie pracował. Dawniej szlachcicowi nie wolno było trudnić się pracą w rzemiośle i handlu, bo by nim po prostu pogardzano i ręki by mu nie podano. Widać z tego, że praca, zwłaszcza praca ręczna była zawsze upośledzoną. A tymczasem wszystko z tej pracy żyje, wszystko na niej rośnie i bez niej zginęlibyśmy wszyscy z głodu i zimna. Ręce czarne i zapracowane wybudowały wszystkie pałace na świecie, poprowadziły koleje żelazne, postawiły wielkie miasta, porobiły maszyny. One to odziewają, karmią, upiększają ludzi, one trzymają cały świat ludzki przy życiu. I coraz więcej uczą się ludzie szanować pracę i coraz więcej praca będzie znaczyła na świecie. A skoro tak jest, to ci wszyscy ludzie pracujący, ci wszyscy robotnicy, rzemieślnicy i rolnicy będą mieli większe znaczenie i większe prawa, niż próżniacy, choćby ci posiadali miliony.
Ale każdy to wie, że człowiek nie pracuje samymi gołymi rękoma. Do pracy potrzebne są także narzędzia i środki: trzeba mieć grunt, warsztat, maszynę lub fabrykę, aby w niej pracować. I dlatego warto nad tym pomyśleć, jak to ludzie pracują, aby zaprowadzić coraz to korzystniejszą pracę. Dawniej chłop siedział z rodziną na gruncie i odrobiwszy pańszczyznę, resztę pracował na swoim. Pomagała mu żona i dzieci. Żona uprzędła i utkała odzież, kożuch i buty były u siebie w domu lub w wiosce zrobione, żywności dostarczała rola. W mieście znów szewc czy stolarz mieli warsztaty i w nich robili całe życie swoje wyroby z czeladnikami i uczniami. Ale rozum ludzki wymyślił tutaj wielkie udogodnienia. Ludzie wynaleźli maszyny do przędzenia i tkania, maszyna zrobi dziś i gwoździe, i igły, i nici, maszyna uszyje ubranie, zrobi zamek, wyhebluje deskę, spod ziemi wydobędzie węgiel i naftę, powiezie człowieka bez koni. Już teraz nie robią ludzie tego wszystkiego, co dawniej. Dziś wieśniaczka nie będzie tkała ubrania dla siebie i dla rodziny, bo w najbliższym mieście kupi sobie za tańsze pieniądze perkalu, płótna, sukna i nawet gotowe ubranie.
Ślusarz nie robi dziś tego, co fabryka za pół ceny mu sprzeda, krawiec ręką nie szyje, bo na to jest maszyna zwinna, tania i szybka. Ludzie podzielili pracę między siebie: jedni w fabrykach robią przy pomocy maszyn tylko jeden towar i nauczą się robić tanio i dobrze, drudzy znów tylko inne przedmioty wyrabiają. A dopiero potem kolejami te towary rozwożą po całym świecie, aby nawet ubogi człowiek mógł sobie kupić tanio, co mu potrzeba. Świat się zmienił zupełnie. Dawniej ten, co pracował, miał swoje własne narzędzia, dzisiaj fabrykant ma maszyny, a robotnik tylko pracę swoją, pan ma ogromne grunta, konie, pługi, brony, a chłop przychodzi do tego z gołymi rękami.
Dawniej szewc wiedział, dla kogo buty robi, a dzisiaj fabryka robi na zapas dla całego świata, dla tych, co mają pieniądze na kupienie towaru. Teraz ludzie bogaci mający fabryki, warsztaty i wielkie grunta starają się tylko jak najwięcej zarobić na swoim przedsiębiorstwie i dlatego raz wyrabiają jak najwięcej towarów, drugi raz znowu mniej. Z tego wynika, że gdy towaru nie ma kto kupić, to fabryka nieraz musi zbankrutować, wyrzucić swoich robotników na bruk i dać im ginąć z głodu. Prywatna własność maszyn, fabryk i gruntów jest ciągłym nieporządkiem, czyli anarchią; przez zbytnią chciwość albo głupotę jednego fabrykanta pokutują nieraz tysiące jego robotników. Całkiem inaczej by te sprawy wyglądały, gdyby pracowano rozumnie, tj. gdyby cały naród obliczył, ile trzeba zrobić par butów, ubrań itd., ile zbudować kolei, mostów, ile potrzeba sukna, płótna, futer na wszystkich potrzeby. Wtedy nie byłoby tak jak dzisiaj, że tysiące biedaków chodzi boso, a szewc nie ma komu sprzedać butów i sam bankrutuje. Albo dziś wywożą zboże i bydło z kraju, a tysiące biedaków nie je chleba ani mięsa i ginie z głodu. Tak jak jest teraz, jest wprost nierozumnie i szkodę ludziom przynosi. Naród pracuje, a bogaci ludzie rozporządzają owocami tej pracy, aby się tylko więcej wzbogacić. Czyż nie rozumniej byłoby, żeby ci, co pracują, rozporządzali całym towarem, który pracą swoją stworzyli. Aby to zrozumieć, weźmy np. jedną rodzinę. Wszyscy pracowali cały rok, mają zboże, dochowali się kur, kaczek, świnek itd. Tymczasem ojciec to wszystko by sprzedał i kupił sobie złoty zegarek. Córki i synowie ginęliby z głodu, a ojciec by chodził przy złotym zegarku! Taka rodzina by się nie utrzymała nigdy. Skoro wszyscy pracowali, to powinni wszyscy najpierw o swoich najważniejszych potrzebach pamiętać, a dopiero potem kupić zegarek tani dla ojca lub dla wszystkich.
Tymczasem w narodzie naszym i w innych bogaci ludzie nie potrzebują dbać o to, czy wszyscy mają co jeść, gdzie mieszkać, porządnie się ubrać! Nie – oni tylko muszą myśleć o tym, aby swoje potrzeby, choćby najbardziej zbytkowne zaspokoili, a co tam miliony biedaków zrobią, to do nich nie należy. I dlatego to jedni mieszkają w olbrzymich pałacach, a drudzy po dziesięć osób tłoczą się w jednej izdebce, niejedna pani ma na sobie tyle brylantów, że wartość ich nakarmiłaby przez cały rok tysiąc rodzin robotniczych, które nie mają po prostu co w usta włożyć.
Gdyby ludzie pracy mogli rozporządzać środkami do pracy, wtedy nie byłoby może brylantów i zbytków, ale nie byłoby głodnych, biednych i ciemnych. Przy pomocy maszyn parowych, wodnych i elektrycznych można by już dzisiaj tyle wytworzyć zboża, ubrań, domów itd., że dla wszystkich by starczyło pod dostatkiem i jeszcze by ogromne zapasy można porobić. Mieliby i urzędnicy, i nauczyciele, i księża, i lekarze, i inżynierowie, i wszyscy ludzie pracy wszystko to, co im do porządnego życia potrzeba; ludzie nie walczyliby jak dzikie zwierzęta o kawałek chleba, ale troszczyliby się o piękno, o cnotę i o wykształcenie swoje i swoich dzieci. Potęga pracy bowiem wzrosła dzisiaj ogromnie, uczeni obliczyli, że gdyby rozumnie urządzono świat w ten sposób, że cały naród by gospodarkę wspólnie obmyślaną prowadził przy wspólnej własności fabryk, warsztatów i gruntów, to by każdy potrzebował tylko kilka godzin na dobę pracować i miałby spokojną, zabezpieczoną starość. Tylko próżniakom byłoby wtedy źle na świecie!
Jedna jeszcze jest straszna wada dzisiejszego nieporządku społecznego, która jak ciężka choroba toczy ludność pracującą. Oto brak pracy, czyli przymusowe bezrobocie. W każdym rzemiośle są czasy, w których jest roboty za dużo, a potem znów miesiące całe, w których nie ma o co ręki zaczepić. Tysiące ludzi chodzą z kąta w kąt bez zajęcia; żebrać nie wolno, kraść jest rzeczą niemoralną, a jeść potrzeba. Ci to ludzie godzą się do jakiejkolwiek pracy za byle co; obniżają zarobek drugim, a przecież i sobie niewiele pomogą. Jest to po prostu szaleństwem, żeby tłumy ludzi trzymać w przymusowym bezrobociu, a przecież to szaleństwo widzimy codziennie przed naszymi oczyma. I nic na to nie pomoże, jak tylko rozumna społeczna gospodarka.
Co to jest socjalizm i kto to są socjaliści?