W tym momencie pojawił się nowy prezydent Rosji, Władimir Putin, wskazany na to stanowisko przez samego Jelcyna i osobiście lojalny wobec niego, ale zrywający z uzależnieniem się od oligarchów i dążący do wyrwania Rosji z groźnej zapaści, dramatycznie opisanej przez pisarza proroka Aleksandra Sołżenicyna. W polityce wewnętrznej odniósł od razu spore sukcesy, ale nie należy to do naszego tematu. Skoncentruję się na sprawach Putinowskiej polityki zagranicznej, ściśle trzymając się omawianej książki francuskiej autorki i powstrzymując się na razie od dodawania do jej analiz własnych komentarzy.
Można by oczekiwać, że po rozczarowaniach okcydentalistyczną polityką Jelcyna nowy prezydent wybierze opcję antyzachodnią, było jednak odwrotnie: uznał on, że szansą Rosji jest ścisły sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, w roli młodszego, ale potrzebnego i rosnącego w siłę partnera, niekwestionującego hegemonii USA w świecie, ale liczącego na pomoc w konserwatywnej modernizacji. Miało to zarazem wzmocnić autorytet Rosji jako naturalnego przywódcy państw postradzieckich, przejawiających skłonność do nadmiernej samodzielności. Doskonałą okazją do zademonstrowania tej intencji stał się atak Al-Kaidy na USA 11 września 2001 r. Natychmiastowa i bezwarunkowa solidarność Putina z USA, połączona z ofertą pełnego współdziałania w walce z terroryzmem, wywołała entuzjazm prezydenta George'a W. Busha, co „otworzyło przed Rosją możliwość powrotu do roli mocarstwa" (s. 331).
Miało to jednak określoną cenę, okazało się bowiem, że w zamian za powrót do gry międzynarodowej Rosja musi zaakceptować umieszczenie amerykańskich baz w Uzbekistanie, Tadżykistanie, a następnie w Afganistanie, godząc się jednocześnie - w imię przyjaźni z USA - na wzmacnianie się wpływów NATO w Gruzji. Pretendowanie do roli głównego sojusznika USA zmusiło Rosję do tolerowania żądań Gruzinów, aby rosyjskie oddziały pokojowe w Gruzji zastąpione zostały siłami NATO, co było wstępem do wycofania się Gruzji z traktatu o zbiorowym bezpieczeństwie WNP (czyli stworzonej w momencie rozwiązania ZSRR Wspólnoty Niepodległych Państw). Wiara Putina w możliwość udowodnienia Amerykanom niezbędności sojuszu z Rosją nakazywała mu również tolerancję wobec tendencji do tworzenia ugrupowań wykluczających Rosję, takich jak GUAM, czyli Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan, Mołdawia. (Dodam od siebie, że tendencja ta wywołała entuzjazm w Polsce, co mogło wywołać w Rosji uzasadniony niepokój) [1]. Okazało się jednak, że ważność Rosji nie dla wszystkich jest oczywista.
Co gorsza, przywódczej roli Rosji w tzw. przestrzeni postradzieckiej zagrażać zaczęły tzw. Kolorowe rewolucje: gruzińska rewolucja róż zimą 2003 r„ rok później pomarańczowa rewolucja na Ukrainie, następnie rewolucja tulipanów w Kirgizji, rewolucja w Mołdawii pozostawiająca przy władzy starą ekipę, ale pod warunkiem jej zwrotu na Zachód, i wreszcie nieudana rewolucja w Uzbekistanie (s. 331-332). Autorka omawianej książki mówi o „prawdziwej rewolucyjnej lawinie" i wyraża zdziwienie rosyjską biernością w tej kwestii. Wyjaśnia ją oczywiście „chęcią uniknięcia wszelkiej konfrontacji z USA", pragnieniem „ocalenia partnerstwa z USA, nawet jeśli miało ono coraz mniejsze znaczenie" (s. 332-333).
Nieuchronnie pojawia się jednak pytanie: „Czy następujące po sobie rewolucje w posowieckiej przestrzeni były częściowo manipulowane i przez kogo?" (s. 333). Autorka dystansuje się od dominującej dziś w rosyjskich mediach wersji, że za manifestującymi tłumami kryły się Stany Zjednoczone jako państwo, ale przyjmuje ją w wersji osłabionej, mówiącej, że sprawcą tych rozruchów była popierana przez Waszyngton „międzynarodówka nowego typu" - agitatorzy przyjeżdżający z zewnątrz i różne organizacje hojnie finansowane przez potężne instytucje (w tym Fundację Sorosa), politycznie zaś wspierane w USA m.in. przez wpływową diasporę ukraińską, a w Unii Europejskiej głównie przez Polaków (s. 334).
Realny wpływ tych różnorako motywowanych środowisk politycznych byłby jednakże niewielki bez „wielkiej amerykańskiej gry", czyli „twardej rywalizacji o kontrolę nad szlakami naftowymi i w konsekwencji nad utworzeniem osi łączącej Azerbejdżan z Kazachstanem" (s. 335). Na początku lat 90. odkryto bowiem znaczne zasoby ropy na całej długości wybrzeży Azerbejdżanu, co uruchomiło wyścig inwestycji i spór o trasę rurociągu: czy będzie to rurociąg Baku-Nowosybirsk (co było w interesie Rosji), czy też trasa z Baku do Turcji, przechodząca przez Gruzję i omijająca Rosję, co odpowiadało Stanom Zjednoczonym i Gruzji, która stawała się oparciem amerykańskiej strategii na Kaukazie. Kolizja interesów była więc bezpośrednia i bardzo ostra. Autorka podsumowuje ją w słowach: „Azerbejdżan i Gruzja udostępniły już swoje terytoria dla baz amerykańskich; problem dotyczył teraz Kazachstanu, co ostatecznie zachwiałoby systemem zbiorowego bezpieczeństwa WNP. Co do Rosji, to musiała zadowolić się rolą obserwatora strategii, która stopniowo umieszczała część »bliskiej zagranicy« w sferze wpływów USA i NATO" (tamże).