Z przedmowy do II tomu „Pamiętników Ignacego Daszyńskiego”
Wydawnictwo: http://partiarazem.pl/daszynski/
… Byłem natomiast politykiem robotniczym, mającym przed sobą całe mnóstwo zagadnień, o których politykom mieszczańskim nie śniło się̨ nawet. Organizacja, agitacja, wybory do gminy, parlamentu (Sejm Galicyjski był dla nas zamknięty…), do Kas Chorych, do Sądów przemysłowych, robotnicze stowarzyszenia kształcące, zawodowe i polityczne, wiece, wykłady, delegacje na niezliczone konferencje, zjazdy krajowe i kongresy międzynarodowe, wreszcie ciągłe narady i posiedzenia kierowniczych ciał partyjnych, a poza tym straszliwe, nieustające kłopoty pieniężne ‒ to wszystko nie dawało mi ani jednej chwili spokoju, zabierało czas w dzień i w nocy, wypełniało troską umysł, rujnowało nerwy.
Dość np. powiedzieć, że w pierwszych fazach mojej działalności miałem nieraz do czynienia
z ludźmi, którzy w swej młodości nie zaznali dobrodziejstwa szkoły ludowej, nie
umieli czytać ani pisać! Wszak raz, obwiniony przed sądem krakowskim o znieważenie
rządu i parlamentu przywilejów, popełnione na publicznym zgromadzeniu robotniczym,
tłumaczyłem sędziom, że spełniałem mój obowiązek oświecając analfabetów, i sąd okręgowy
tę okoliczność jako łagodzącą przy wymiarze kary przyjął! Pamiętam tę rozprawę,
bo uderzyło mnie to, że jeden z sędziów, staruszek, namiętny palacz, siedział za stołem
z długim cybuchem w ręku. (…)