Nie mam dziś zamiaru analizować jego mentalnego zacofania, prymitywnych przemyśleń, zresztą i tak szeroko w mediach komentowanych. Są one zapewne czytelnikom Trybuny znane, nie ma co robić sobie wtórnej przykrości. W jego ręce ma być oddana edukacja i nauka, ta decyzja poraziła nauczycieli i naukowców na każdym poziomie kształcenia - od przedszkoli do uniwersytetów.
Zaciekawia mnie w związku z tym jedynie odpowiedź na proste pytanie, jak Czarnek zamierza włączyć w programy edukacyjne kwestię tolerancji...? Jak ją będzie definiował i do jakich tradycji i praktyk będzie się odwoływał...?
W myśleniu o naszych tradycjach lubimy na potwierdzenie własnych poglądów przywoływać argument, że w czasach, kiedy w całej Europie toczyły się krwawe wojny religijne, Polska słynęła ze swej tolerancji i szacunku do innych religii.
Jesteśmy dumni z tego, jak właśnie Polska przyjmowała na swe terytorium prześladowanych w innych krajach Żydów i wszelkiej maści protestantów (o arianach pisałam pracę jeszcze w moim liceum).
Na dowód swojej moralnej doskonałości w takich sytuacjach przywołujemy Akt konfederacji warszawskiej z 1573r., proklamujący pokój religijny i tolerancję religijną w całej Rzeczypospolitej Polskiej!
Wszystko to prawda: była to Polska „złotego wieku” (czyli wieku XVI), w Europie miała wówczas opinię kraju, który imponował wielu cudzoziemcom tolerancją religijną i wolnością. Polska była wówczas krajem wielojęzycznym, a religie inne niż rzymskokatolicka były wyznawane przez prawie połowę mieszkańców Rzeczypospolitej. Ciekawie musiało być wtedy w potężnym państwie Jagiellonów, na dodatek najtęższe umysły „złotego wieku” przyjmowały z zachodu nowinki religijne, a zwłaszcza wieści o niemieckim odnowicielu Kościoła - Marcinie Lutrze.
A i u nas też mnożyli się zwolennicy reformacji, wśród nich Andrzej Frycz Modrzewski, Mikołaj Rej, Jan Łaski, Marcin Czechowic, Mikołaj Radziwiłł Czarny. Powiew protestantyzmu (luteranizm, kalwinizm) sprawił, że najlepiej wykształceni zaczęli się domagać zniesienia sądownictwa duchownego nad świeckim, udziału księży w podatkach na rzecz obronności kraju oraz prawa do wyznawania obranej religii, co gwarantował wspomniany Akt konfederacji Warszawskiej.
Niedawno zmarły historyk - Janusz Tazbir pisał o tym, jak
wielki wkład wniosła reformacja w rozwój języka polskiego,
spychanego dotychczas na obrzeża oficjalnego życia państwowego, a przez to literatury polskiej (zwłaszcza politycznej). Znacząco wpłynęła też na ożywienie kultury, nauki i oświaty. To Mikołaj Rej z Nagłowic ogłosił wówczas, że Polacy nie gęsi i swój język mają, należy go używać z czcią i szacunkiem. Ówczesny prymas polski - Jakub Uchański tak się rozpędził, że chciał nawet utworzyć kościół narodowy i - o zgrozo - pisał listy do króla w języku polskim, a nie po łacinie!
Uczeni, skupieni wokół akademii braci polskich w Rakowie (wielowyznaniowa szkoła średnia, założona w 1602r., ze względu na poziom nauczania nazywana „sarmackimi Atenami”) zalecali częste korzystanie z rozumu (racjonalizm) i tolerancję religijną.
Katechizm Rakowski braci polskich w kwestiach rozdziału kościoła od państwa i neutralności światopoglądowej państwa podobno nawet inspirował twórców Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Hm, zadumałam się... cenne pomysły miała polska reformacja...
Ale to dobro długo nie trwało, ponieważ wielowyznaniowa Rzeczpospolita nie podobała się (bardzo!) sekretarzowi królewskiemu Zygmunta I Starego - kardynałowi Stanisławowi Hozjuszowi (1504-1579), który sam ostro zwalczał ewangelików i kalwinów. Dla umocnienia katolicyzmu sprowadził do Polski jezuitów, zadbał o ich sute wyposażenie w dobra doczesne i wpływy. Dodajmy, że był zagorzałym przeciwnikiem używania języka polskiego na gruncie kościelnym; listy prymasa Uchańskiego pisane po polsku uznał za obraźliwe. Że lud łaciny nie rozumiał ? - no cóż, Hozjusz uważał, że
dla kościoła pożyteczniejsza jest ignorancja ludu,
a nawet msza święta nie powinna być dla ludu zrozumiała, bo „ten, co mniej rozumie, jest zazwyczaj bardziej pobożny”. Wraz z jego działalnością i przyjęciem przez króla oraz senat uchwał soboru trydenckiego (1545-1563), rozpoczęła się w Polsce kontrreformacja, której jawnym pokłosiem stawała się nietolerancja wobec wyznawców innych religii.
I poleciało: pod patronatem Hozjusza królowie zaczęli wydawać edykty, zwalczające innowierców wszelkimi dostępnymi środkami, łącznie z represjami z użyciem przemocy. Kardynał Hozjusz opowiadał się za eliminacją innowierców ze społeczności Rzeczypospolitej, przy jednoczesnym ograniczaniu wolności wyznaniowej i utożsamianiu polskości tylko z katolicyzmem. Pisma Andrzeja Frycza Modrzewskiego zostały zakazane.
I tak
skończył się „wiek zloty” i tolerancja,
nie powiódł się zamiar zbudowania w Rzeczypospolitej pokojowego współżycia różnych wyznań, jak również tych, którzy w istnienie Boga zwątpili.
W 1689 r. na Rynku Starego Miasta w Warszawie w okrutny sposób wykonano wyrok śmierci na Kazimierzu Łyszczyńskim, zasłużył na ścięcie napisaniem traktatu „O nieistnieniu Boga”. Historia ta jest ze wszech miar godna przypomnienia.
Również dlatego, że Łyszczyński byt dzielnym wojem króla Jana Sobieskiego, bronił naszych granic w najeździe szwedzkim, moskiewskim i węgierskim. A potem kształcił się zapamiętale już jako jezuita w Krakowie, Kaliszu i Lwowie, wielokrotnie wybierany był posłem na sejm z województwa brzeskiego.
Zadenuncjowany został przez sąsiada
- stolnika bracławskiego Jana Kazimierza Brzoskę, który pożyczył od Łyszczyńskiego sporą sumę pieniędzy i znalazł sposób, aby ich nie oddać. Jako prawdziwy chrześcijanin i katolik wykradł Łyszczyńskiemu traktat i przekazał sądowi rękopis dzieła. W czasie obcinania Łyszczyńskiemu głowy uroczyście spalono jego traktat, nieliczne fragmenty cytowane w czasie procesu zachowały się jedynie w Bibliotece Kórnickiej.
I dlatego, kiedy dziś słyszę, zwłaszcza z ust polityka prawicy, jak odwołuje się do „tradycyjnej polskiej tolerancji”, to wiem, że nie zna rodzimej historii, a w takich momentach moja dusza przeciągle wyje: Hozjuusz, Hozjuusz!!!
Co ciekawe, Kazimierza Łyszczyńskiego czczą dziś na Białorusi, wydali znaczek pocztowy z okazji 375 rocznicy jego urodzin i kartkę pocztową, przedstawiającą egzekucję nieszczęsnego filozofa, który pozwolił sobie zwątpić w istnienie Boga.
Kontrreformacja wprawdzie uchroniła nasz kraj od wyniszczających wojen religijnych, ale wkrótce